Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


I pochłonie cię mrok…

Dzisiaj będzie króciutko ponieważ w tym wypadku treść broni się sama i każdy kto lubi podobne opowieści powinien być z lektury zadowolony.

Muszę przyznać, że ostatnio miałam sporo szczęście do debiutów. Chętnie więc sięgnęłam po paranormal romance Eweliny Kasiuby, pt. Władcy ciemności. Nie zniechęciły mnie nawet dotychczasowe – niezbyt udane – doświadczenia z tym gatunkiem. Bo np. Zmierzch zdecydowanie nie był „moją bajką”, a Alicja w krainie Zombie, przyprawiła mnie o ból zębów. Dzięki powieści Kasiuby zaczęłam nawet trochę podczytywać na temat tego stosunkowo młodego gatunku literackiego, który – co by nie mówić – wywarł przecież ogromny wpływ na funkcjonujące w kulturze popularnej wyobrażenia monstrów i istot o nadprzyrodzonej proweniencji.

W przypadku Władców ciemności zadziałał na mnie przede wszystkim urok mrocznej, osadzonej u schyłku XIX wieku historii, w której autorka sprawnie zarysowała wątek feministyczny, i to – uwaga! – na tle erotycznych uniesień w – jeszcze bardziej uwaga! – klasztorze!! Wierzcie mi: nie tego się spodziewałam, gdy zaczynałam lekturę.

Książka zaczyna się bowiem w dosyć banalny sposób. Nasza zbuntowana, główna bohaterka nie zgadza się na aranżowane małżeństwo, a jednym ratunkiem od niechcianego męża są klasztorne mury. Członkowie jej rodziny, chociaż są wściekli,  przymykają na ten wybryk oko, pewni, że Eilis szybko zmięknie. Liczą na to, że brak wygód, praca w zamkniętych murach i liczne obowiązki zmuszą ją do powrotu. Zresztą nie tylko jej rodzina tak myślała, nawet ja, jako czytelniczka, poznając zadziorny charakter bohaterki zakładałam, że będzie błyskawicznie stamtąd uciekać i szukać ratunku gdzie indziej. Panna Ormond zaskoczyła jednak wszystkich i odnalazła się w nowej, rzeczywistości. Nawiązała przyjaźnie, uczęszczała na arcyciekawe wykłady pewnego przystojnego „feministy” Montana, i na dokładkę odkryła, że tutejsze zakonnice nie są szczególnie cnotliwe.

Aby opowieść nie toczyła się jednotorowo i nie została wrzucona do szufladki romans/erotyk, w którym to bohaterka staje przed wyborem: miłość czy honor rodziny i tradycja, Ewelina Kasiuba zdecydowała się na kilka urozmaiceń. Wybranek Eilis, to typowy bad boy, który ma swoje za uszami i poluje na niego okrutny morderca – i nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie pewien mały szczegół, którego niestety nie mogę wam zdradzić, by nie odebrać wam przyjemności z lektury. Zresztą autorka zaskakuje czytelnika nie tylko kilkoma nietypowymi rozwiązaniami fabularnymi, ale również niebanalnym zakończeniem powieści, które swoją niejednoznacznością wypycha ją poza granice utartych schematów.

Parę słów należy się też naszej bohaterce. Może nie jest ona jeszcze samowystarczalną heroiną – bo niestety jest naiwna, bywa regularnie ratowana z opresji i forma jej seksualnego przebudzenia niewiele ma wspólnego z emancypacją – ale, co by nie mówić, dobitnie neguje tradycyjną pozycję kobiety-służącej oraz kobiety-ofiary. Dzięki miejscu w którym się znalazła i ludziom których poznała, kiełkującego w niej buntu nie udaje się stłamsić ani dominującemu ojcu, ani niedoszłemu narzeczonemu. Eilis, swój początkowo niepewny opór, podszyty bezsilnością i poczuciem beznadziei, zaczyna przekuwać się w słuszny gniew i przeświadczenie, że może (a nawet powinna!) decydować o samej sobie. Wiemy, jak było to trudne w minionych czasach – udawało się to kobiecie jednej na milion – więc autorka, dodając postaciom i wydarzeniom wiarygodności, rzuciła bohaterce koło ratunkowe w postaci fantastycznego motywu, o którym nie mogę nic a nic powiedzieć, oprócz tego, że mnie totalnie zaskoczył.

Powieść dzięki temu, że łączy konwencje powinna zainteresować szersze grono odbiorców. Nie tylko tych lubiących erotyki, romanse, paranormal romanse, ale także tych, którzy lubią, gdy w powieści czai się jakaś mroczna tajemnica, w której więcej jest zadziornego pazura niż słodkości. Sama z dużą przyjemnością czytałam fragmenty poświęcone śledztwu i badaniu ofiar oraz wykładom Montana (nawet wynotowałam sobie sporo ciekawych informacji). Jestem ciekawa czy Ewelina Kasiuba zdecyduje się kiedyś napisać thriller (nawet paranormal thriller) albo rasowy horror. Po lekturze Władców ciemności mam wrażenie, że przyszłoby jej to z ogromną łatwością, wręcz naturalnie.

Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com