Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


O jednym takim, co wielbił stare baby

Przecież jest Tesco, parking dla tirów z podrzędnym barem, salon kosmetyczny i muchomory. Wymazane to niekwestionowana stolica Polski Z! I jak na wybitny wygwizdów przystało króluje w niej brak perspektyw, marazm i apatia przyozdobione w obskurną szarość, błoto i kicz. Od idyllicznych obrazków, które kojarzą się nam z prowincją, dzielą tę mieścinę całe lata świetlne. Dlatego tak świetnie nadaje się do tego by wykonać na niej literacką wiwisekcję. Witkowski dokonuje jej w typowy dla siebie sposób, posługując się ostrą jak skalpel ironią: obśmiewając i przerysowując.

Początkowo czytelnik będzie czuł się tutaj niezręcznie. Bez owijania w bawełnę, główny bohater opowie mu bowiem o swoich nietypowych upodobaniach. Otóż pociągają go stare, grube, pomarszczone i obwisłe baby. Gdy już się z tym faktem oswoimy, skwitujemy tę rewelację wzruszeniem ramion. Bo owszem to dosyć nietypowe, ale co w tym złego? Zwłaszcza, że ONE są tym faktem zachwycone. Bo niby dlaczego miałby narzekać? Damian Piękny, bo o nim mowa, jest najpiękniejszym młodzieńcem w miasteczku (jeśli nie na calutkim świecie). Z tymi swoimi zawsze idealnie ułożonymi włosami, bielutkimi zębami, umięśnionym ciałem i śliczną buźką jest wręcz jak młody bóg, który spadł staruchom wprost z nieba. A szczególnie jednej, która ma wobec niego pewien niecny plan…

Wykraczający poza kulturowe normy gorący romans, który połączy bizneswoman spod Suwałk z chodzącym ideałem, a przede wszystkim jego przedstawione dosadnie upodobania, to fortel, którego używa Witkowski by zwrócić uwagę czytelnika na sposób, w jaki funkcjonuje nasza rzeczywistość. Niby nie mówi nic nowego – powszechnie przecież wiadomo, że panuje kult ciała i młodości, a starzeć się i chorować po prostu nie wypada – to jednak robi to w charakterystyczny dla siebie, bo z przytupem, sposób. Nie pieści się z czytelnikiem, pobudzając jego wyobraźnię nieestetycznymi widokami. Wywleka na środek sceny to czego nie chcemy oglądać: te wszystkie zmarszczki, zapach starości, rozkład i niedomaganie. Nie pozwala nam więc odwrócić wzroku, udawać, że tego świata nie ma. Wymazane ma szokować, sprawiać, że zaczniemy zdzierać kolejne maski – Gęby – dlatego sporo w niej obsceniczności, wulgarności, kpiny i nieprawdopodobnych wypadków. Pod tym wszystkim na dokładkę kryje się rozczarowanie, jakie przynosi dzisiejszy, przesiąknięty tandetą świat, brak perspektyw i poczucie przegranej.

Otępiałe od moczu mrówki na chwilę zgłupiały, zamarły, a potem stały się niezwykle aktywne. Patrzyłem na te mrówki, jakie są głupie, że tak dały na siebie naszczać w zamian za głupią kanapkę. Ot, jak ludzie. Dają się upokorzyć, zarzynają się dla jakiegoś ochłapu. Plujesz im w twarz, a oni ci powiedzą, że deszcz pada. Szczasz na nich, a oni, żeby jeszcze. Zamykają się w tych wstrętnych, oszklonych korporacjach, co jest jednocześnie odpowiednikiem i kanapki, i szczania, harują od rana do nocy przy komputerach, nudzą się w godzinach pracy na Fejsbuku, sami nie wiedzą, po co.

Dlaczego Janinę, królową pieczarek, nazywano w Wymazanym Alexis, było dla mnie oczywiste. Doskonale bowiem pamiętam kim była owa dążąca po trupach do celu kobieta-modliszka. Obecne pokolenie niestety nie kojarzy tej serialowej postaci, a nawet nie wie co to jest Dynastia (zrobiłam mały rekonesans wśród współpracowników). Nie każdy więc w pełni zrozumie do czego Witkowski z tą całą Alexis znad Wisły nawiązuje i jaka tkwiła moc w latach dziewięćdziesiątych. Przypuszczam, że dla starszych czytelników, mimo iż jest tylko polską podróbką, książkowa, podstarzała femme fatale będzie miała twarz, dziś już osiemdziesięcioczteroletniej, Joan Collins.

Mimo, iż Witkowski kipi od pomysłów, to niestety Wymazane jest miejscami mocno przegadane. Mamy tutaj mnóstwo zabawy, rozwiązań stylistycznych i wyrafinowanej gry językiem. Trudno jednak określić do czego to wszystko ma zmierzać. Gdy przywykamy do niewiarygodnych wypadków, groteski i ogólnego wykoślawienia, to w połowie książki jej forma się wyczerpuje i zaczynamy się nudzić. Odniosłam wrażanie, że od pewnego momentu nie ma już nic co można by o tej historii powiedzieć. Toczy się tylko siłą rozpędu, od dygresji do dygresji,  i o ile te mikroopowieści są ciekawe, to głównej fabule zabrakło paliwa. Z pomocą przychodzi żal za tym co minęło, czyli opowieść babci i „spowiedź” Alexis, ale już nic nie jest w stanie wskrzesić w czytelniku początkowego osłupienia i zainteresowania.

Witkowski w bezczelny sposób obnaża przed nami szarość kiczowatej rzeczywistości i uświadamia nam, że jesteśmy nią już bardzo zmęczeni. Oddani fani pisarza za tę książkę pokochają go jeszcze bardziej. Wymazane bowiem to jego kwintesencja: przekraczanie granic, wyśmiewanie świętości, ironia, humor podszyty smutkiem i fascynujący absurd. Dokładnie z tych samych powodów, Ci którzy go nie znoszą, zdania po lekturze raczej nie zmienią, wytykając mu chociażby brak spójności i epatowanie stereotypami. Jak dla mnie podróż do miasteczka, wokół którego rosną tylko wszelkiej maści trujaki, było inspirującą przygodą i jeśli będę miała okazję z ciekawością sięgnę po kolejną książkę autora.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com