Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Wywiad. Tomasz Brewczyński

Znacie już Tomasza? Nie?! Najwyższa pora to zmienić!

Już 14 marca będzie miała premierę jego debiutancka powieść pt. „Implikacja”. Koniecznie zarezerwujcie sobie na nią czas w napiętych planach czytelniczych!

Póki co, postanowiliśmy wraz z autorem umilić wam nieco czas oczekiwania. Pogawędziliśmy więc sobie trochę o tym, jak to z tą „Implikacją” i pisaniem było. Przy okazji dowiecie się jakie Tomasz ma fobie i czy oglądając „za dzieciaka” „Dynastię” kibicował Alexis czy Krystle.

Zapraszam do lektury!

_______________________________________________________________________________________________

Kiedy zaczęła się twoja przygoda z dreszczykiem? „Twoja” pierwsza zbrodnia była filmem czy książką? Był to horror, thriller, kryminał? A może jeszcze coś innego?

Horror, zdecydowanie. Lubiłem horrory od zawsze, lecz bardziej oglądać, niż czytać. Pasja czytania ujawniła się u mnie dość późno i raczej nie sięgałem w niej już po książki z tego gatunku. Coś, co dawniej wywoływało strach i fascynowało w dzieciństwie, w dorosłym życiu ustąpiło miejsca historiom, które miały szansę zdarzyć się naprawdę. Za to dziś chętnie wróciłbym do moich pierwszych tytułów: „Koszmar z Ulicy Wiązów” [najbardziej kocham III część, pod tytułem „Władca snów”], „Gremliny”, „Reanimator”, „Christine”, „Noc żywych trupów” czy „Blob zabójca”. A później nadeszła dekada thrillerów, czyli cudowne lata dziewięćdziesiąte minionego wieku i filmy, które miały największy wpływ na historię, którą opisałem w swojej książce: „Krzyk”, „Koszmar minionego lata”, „Misery” czy „Szósty Zmysł”. Z seriali namiętnie oglądałem: „Columbo” i „07 zgłoś się”. I „Dynastię”, rzecz jasna, bo był to niemal rytuał i niedzielna powinność każdej polskiej rodziny. ? A i morderstwa w niej były, więc czuję się usprawiedliwiony.

Dynastia powiadasz! W takim razie muszę zapytać: Alexis czy Krystle?

Alexis, bo bez niej Dynastia byłaby jak kryminał bez zbrodni. Uzupełnienie serialu o postać, w którą wcieliła się Joan Collins, okazała się producenckim strzałem w dziesiątkę. Widzowie od razu pokochali ten czarny charakter, co było przecież fenomenem. Zupełnie jak w książkach. Antagonista, oprócz tego, że musi być trudnym rywalem, budzić respekt i strach przed brakiem możliwości jego pokonania, powinien również zadziwiać, zachwycać i intrygować, co jest niezmiernie trudne do osiągnięcia. A Alexis, właśnie taka była. No i jeszcze biła się zdecydowanie lepiej niż Krystle. O, tak! Sceny żeńskich pojedynków na szczycie stanowiły nie lada atrakcję serialu.

Chciałabym wrócić jeszcze na chwilę do twojego dzieciństwa. Czy jako mały chłopiec miałeś dar snucia przedziwnych opowieści? Czy już wcześniej myślałeś o tym, by przelać, to co ci w duszy gra na papier?

Jako dziecko, a potem jako nastolatek zdarzało mi się wymyślać różne historie, ale wówczas nie myślałem o tym, by je przelewać na papier. I choć słowo pisane zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność, bardziej wykorzystywałem je w celach wypełniania szkolnych obowiązków. Dzięki temu nigdy nie miałem problemów z pisaniem tak znienawidzonych przez wszystkich rozprawek, sprawozdań z wydarzeń kulturalnych czy ocen przeczytanych lektur. Tę umiejętność w szkole średniej rozwinęła we mnie wspaniała nauczycielka języka polskiego. I myślę, że gdyby nie jej pedagogiczne zacięcie, poczucie wielkiej misji kształcenia, a także ponadprzeciętna literacka wrażliwość, którą zdołała mi zaszczepić, nie wziąłbym się za pisanie na serio.

Czyli  nie ma masz ukrytych w szufladzie wcześniejszych opowiadań ani powieści?

Nie mam, niestety, ale przynajmniej mogę powiedzieć, że nigdy nie pisałem do szuflady ?

Czy możesz nam zdradzić co nieco o swoich inspiracjach? Czy jakieś postacie, miejsca, wydarzenia w „Implikacji” są prawdziwe?

Tak, głównym impulsem do stworzenia historii było pewne miejsce. Nie chciałbym mówić, jakie konkretnie, bo z punktu widzenia rozwiązania akcji „Implikacji”, mógłbym za dużo zdradzić. Mogę jedynie powiedzieć, że za każdym razem, kiedy w nim przebywałem, zamykałem oczy i oddychałem jego atmosferą, czułem pod skórą niepokój. I widziałem ludzi, których wówczas nie znałem, a którzy później stali się bohaterami mojej powieści. Inne miejsca opisane w książce też istnieją naprawdę, Pozwoliłem sobie jednak na pełną swobodę w nadawaniu im nazw oraz w ich topograficznym zlokalizowaniu. W „Implikacji” nie ma prawdziwych wydarzeń. Inspirację takimi można będzie znaleźć w mojej drugiej książce.

A czarny charakter? Wzorowałeś się na którymś z seryjnych morderców? Ted Bundy, Zdzisław Marchwicki, Ed Gein?

Nie, chyba tego nie potrzebowałem. Wszystkie postacie, a wśród nich czarny charakter, są wytworem mojej wyobraźni. Nigdy też nie zastanawiałem się jakoś specjalnie, dlaczego są akurat takie i co zadecydowało o ich indywidualnych cechach. Ja je po prostu wyraźnie widziałem i mocno czułem, a w „Implikacji” starałem się je bardzo dokładnie opisać czytelnikowi.

Jak długo pisałeś „Implikację”? Pamiętasz moment, w którym postanowiłeś zacząć? Wydarzyło się wtedy coś szczególnego?

„Implikację” pisałem dość długo, [To znaczy nawet nie „Implikację” bo książka otrzymała tytuł dopiero na samym końcu, po wielu bezsennych nocach ?] około trzech lat, ze względu na długotrwałe przerwy. Kiedy formułowałem pierwsze zdania kompletnie nie wiedziałem, że będą one częścią pełnowymiarowej powieści. Po prostu pewnego dnia pod wpływem emocji włączyłem komputer i zacząłem pisać. Nie było więc tak, że historia, którą stworzyłem długo mnie męczyła, kiełkowała gdzieś w głowie i jakoś specjalnie pchała się na świat. Przeciwnie, powstawała stopniowo, wraz z książką. W drugiej powieści, nad którą aktualnie pracuję, jest już inaczej.

Dwukrotnie wspomniałeś już o drugiej powieści. To świetna wiadomość! Czy to również będzie thriller?

Tak, to również thriller i nie będzie on kontynuacją „Implikacji”. Dalsza część przygód Jana Poniatowskiego będzie zatem musiała poczekać jeszcze kilka miesięcy.

A o czym? Możesz uchylić rąbka tajemnicy? Masz już może roboczy tytuł?

Oczywiście, uchylę, nawet dwa. Tytuł roboczy i raczej już ostateczny to „Jasnowidz”. Jego retrospektywny wątek opiera się na wielkiej tragedii, jaka miała miejsce w Pile ponad sześćdziesiąt lat temu. Jako dziecko wiele o niej słyszałem, a kiedy rozpoczęła się moja pisarska przygoda, postanowiłem że do niej nawiązywać będzie „Jasnowidz”.

Mniej więcej kiedy możemy się go spodziewać?

Chciałbym skończyć pisać tę książkę do połowy roku tak, by mogła ukazać się na początku przyszłego. Byłoby świetnie, ale czas pokaże. Ukończony jest cały wątek historyczny oraz dwie trzecie fabuły współczesnej. Obecnie pracuję nad jej zakończeniem. Dopinam wszystko w konspekcie, by potem zbudować pasujące do siebie sceny.

Wiele mówi się o tym, że wydawnictwa nie patrzą zbyt przychylnie na debiuty. Czy od momentu ukończenia książki do znalezienia wydawcy upłynęło dużo czasu? To były tygodnie, miesiące, lata?

Wydawnictwa nie szukałem długo. Rozesłałem gotową powieść w kilkanaście miejsc, a decyzję o wydaniu książki właśnie w Oficynce, podjąłem pod wpływem intuicji, która nigdy mnie nie zawodziła. Po prostu czułem, że to wydawnictwo będzie idealnym miejscem dla mnie i mojego debiutu. A kiedy już osobiście spotkałem się z władzami firmy, nabrałem co do tego bezsprzecznej pewności. Współpraca układa się świetnie.

Twoje pierwsze literackie dziecko już niedługi trafi w ręce czytelników. Jakie to uczucie?

Bardzo dobre pytanie, bo uczucia towarzyszące oczekiwaniu na wydawniczy debiut można właśnie przyrównać do oczekiwania na dziecko. Niby wszystko już zaplanowałeś, jesteś przygotowany, bardzo szczęśliwy i podekscytowany, lecz przecież nie jesteś w stanie przewidzieć, jak to naprawdę będzie. Czy sprawdzisz się w roli rodzica, czy podołasz nowym obowiązkom, no i czy twoje dziecko zostanie zaakceptowane przez innych. To dziwna huśtawka uczuć, począwszy od wielkiej euforii, a na strachu kończąc.

Jak radzisz sobie z rozpraszaczami podczas pisania? Masz swój sposób na media społecznościowe?

Nie radzę sobie. Jestem osobą pedantyczną i potrafi rozproszyć mnie dosłownie wszystko, choćby kubek z wypitą kawą, który zbyt długo stoi obok laptopa. Nie mówiąc już o niepotrzebnych dźwiękach. Dlatego najchętniej piszę w biurze, albo późnym wieczorem, gdy domownicy pójdą już spać. I tutaj pojawiają się kolejne dylematy: pisać, czy czytać? Życie to ciągłe wybory. Media społecznościowe? Uwielbiam te aktywności, choć rozpraszają, pochłaniają bardzo dużo czasu i silnie uzależniają. Ale pozwalają też poznawać wspaniałych ludzi i dają dostęp do najświeższych informacji z całego świata. Sam prowadzę na Facebooku swoją stronę autorską: Tomasz Brewczyński – o pisaniu i marzeniach, do której odwiedzenia wszystkich gorąco zapraszam.

A czy Tomasz Brewczyński ma jakieś fobie?

Czy mam jakąś fobię? Hmm… Chyba nie, chociaż… A jak nazywa się lęk przed brakiem możliwości czytania oraz pisania? Chyba abibliofobia. A to tak, mam abibliofobię ? I jeszcze arachnofobię. Ale pająków boję się mniej, niż braku dostępu do czytania i tworzenia książek.

Bardzo dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że uda nam się znów porozmawiać tuż po premierze.

Dziękuję. Ja również mam taką nadzieję.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com