Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


O mruczącym majestacie, czyli samodzielnych mistrzach ewolucji

Mimo mojego wczesnego wyobrażenia samej siebie w roli Alicji organizującej spotkania towarzyskie przy herbacie dla moich kotów-dziwaków, stałam się kimś na wzór Mowgliego z Księgi Dżungli.

Przerażające jest to jak mało wiemy o kotach, jak wiele robimy im złego antropomorfizując i polegając na mitach, które bierzemy za niepodważalne prawdy. I niestety pisząc w liczbie mnogiej, głównie mam na myśli nas, kotolubnych – bo często myślimy, że „znamy się” na sierściuchach… Ta książka to kubeł zimnej wody na niejedną głowę.

Nie ma drugiego takie zwierzęcia jak kot.

Chciałam zacząć ten tekst od propozycji, byśmy wyobrazili sobie jakby to było być kotem. Od razu zauważyłam jednak bezsens takiej prośby. Nawet wyobrażając sobie jak to jest być kotem, robimy to po „ludzku”. Niestety nie jesteśmy w stanie wyjść poza ramy tego, co jest nam znane i przez nas doświadczone. Zapewne właśnie to ograniczenie sprawia, że niejednokrotnie, zupełnie nieświadomie i niechcący robimy swoim podopiecznym, mniejszą lub większą, krzywdę. Nie znając przyczyny, nie widząc jej w sobie, stajemy nagle w obliczu takiego zachowania, którego nie potrafimy zaakceptować. Wypieszczony maluch niczym tajfun demoluje wszystko w zasięgu wzroku, kochany pieszczoch ostrzykuje moczem wymarzoną kanapę, łagodny dotąd rezydent staje się agresywną bombą, czyścioszek zamiast kuwety woli nasze buty, a wychuchany mruczek zaczyna się samookaleczać. W takich sytuacjach najczęściej, całkiem słusznie, pierwsze kroki kierujemy do weterynarza. Gdy ten jednak wykluczy przyczyny medyczne tego, co nas niepokoi i bezradnie rozłoży ręce, zderzamy się ze ścianą niewiedzy. Niektórzy uznają, że taki już „urok” ich pupila i rezygnują z jakiegokolwiek działania poświęcając swój dobytek, inni poszukają kotu następnego domu lub wyrzucą go na ulicę, jeszcze inni stwierdzą, że zwierzak jest złośliwy, podły i nie do zresocjalizowania, postanowią go więc uśpić (ach, gdyby tak uśpić każdego człowieka, który „źle” się zachowuje!). Mało komu przyjdzie do głowy, że wina nie leży po stronie kota, który reaguje po prostu jak kot, lecz po naszej: w naszych niedopatrzeniach, naszych wyobrażeniach i oczekiwaniach wobec pupila, naszym zachowaniu lub środowisku jakie tworzymy.

Krótko mówiąc, zasada wydaje się następująca: psy pragną zadowalać, koty być zadowolone.

Okazuje się, że relacje z kotem wcale nie należą do tak łatwych jak nam się wydawało, a supermetody, które przecież stosują prawie wszyscy (krzyczenie „NIE!”, spryskiwanie wodą itd.) wbrew naszym intencjom tylko pogłębiają problem. Po pierwsze musimy uświadomić sobie kilka rzeczy: kot to drapieżnik, silnie związany ze swoim terytorium, i na pewno nie jest to zwierzę stadne. Czyli zaczynamy od zrozumienia tego, jak funkcjonuje kot. Jeśli nie jesteśmy w stanie zaakceptować kotowatości kota i jej szanować – lepiej  żadnego nie przygarniajmy. Możemy bowiem trafić na wyjątkowo wzorcowy egzemplarz i w efekcie nieporozumień międzygatunkowych unieszczęśliwić i jego i siebie. Nie chcę tutaj oczywiście demonizować, gro ludzi nie ma problemów z pupilami w ogóle: ich podopieczni potrafią żyć w grupach i nawiązywać przyjaźnie, mieć świetne relacje z „właścicielem”, zawsze trafiać do kuwety i nie demolować mieszkania. Chciałam raczej zwrócić uwagę na to, że w sytuacji, gdy niepożądane zachowania się pojawią i nie będą one wynikały ze stanu zdrowia kota, to musimy być gotowi na ustępstwa i zmiany. Bo to my z naszymi metodami i technikami będziemy dostosowywać się do kota, a nie kot do nas. Mówiąc prościej: zachowanie kota jest reakcją na bodźce, ergo będziemy musieli zmienić bodźce. Brzmi przerażająco? Bez obaw!  Na szczęście są już na świecie koci behawioryści, którzy ugaszą „pożar”, wskażą punkt zapalny i jeszcze pomogą go wyeliminować.

Nie można zmusić kota do robienia czegoś, czego on nie chce, ale można zmienić nieco własne zachowanie, by uzyskać wynik, który zadowoli obie strony.

Jedną z najpopularniejszych kocich behawiorystek jest autorka książki pt. Zaklinaczka kotów, Mieshelle Nagelchneider. Lektura ta otwarła mi oczy na kilka spraw. Dzięki niej pojęłam emocje i motywacje, którymi zapewne kierowała się moja podopieczna, a które mylnie odczytywałam. Z całą mocą dotarł do mnie bezsens narażania jej na serię prześwietleń, kroplówek i wszelkich badań z których wynikało, że ma białaczkę, ale wcale jej nie ma. Kotka po prostu potrzebowała więcej kontaktu z opiekunami, co w efekcie całego zamieszania otrzymała. Zdrowy kot z objawami wszelkich możliwych chorób nagle (!!!!) ozdrowiał. Okazuje się, że nie wystarczy lubić kotów, by się na nich znać, bo naprawdę błahych, łatwych do wyeliminowania błędów popełniamy mnóstwo. Czy ktokolwiek kiedykolwiek mówił wam, dlaczego zabawa laserem z kotem nie jest najlepszym pomysłem? A wiedzieliście, że istnieje coś takiego jak zapach grupy, który przy odrobinie chęci możecie stworzyć i utrzymywać sami? Poradnik, który miałam okazję przeczytać był dla mnie niczym niekończąca się „konsultacja”. Zawiera on w sobie sporą dawkę informacji na temat kotów, których wstyd nie znać (np. warto wiedzieć jak swoje pociechy wychowują kocie matki, polegając na ich skuteczności warto je naśladować), praktyczne porady rozpisane w bardzo czytelny sposób, autorską strategię zwalczania problemu KOT i wiele ciekawych przykładów.

Koty mogą być wybredne, jeśli chodzi o jedzenie. Niekoniecznie będą jadły zdrowe posiłki, nawet jeśli są głodne. Znane są z tego, że szybciej zagłodziłyby się na śmierć, niż miałyby zjeść coś niesmacznego. (…) Co ciekawe, koty są tak nieprzejednane, ze producenci testują karmę dla nich na ludziach, bo sami zainteresowani się na to nie godzą.

Zaklinaczka kotów nie jest jednak wolna od błędów i uchybień. W paru miejscach korektorka wyraźnie poległa. Poza tym nie wierzę w, przestawione nam we wstępie, tak dokładne i wyraziste wspomnienia czterolatki. W szczątkowe okruchy, przebłyski, posklejane z opowiadań cienie minionych chwil, balansowanie na granicy pamięci, byłabym skłonna wierzyć. Ale, gdy próbuje mi się wmówić, że jako dorosła kobieta autorka pamięta co pomyślała, co poczuła i dokładnie co zrobiła mając cztery lata włącza mi się w głowie alarm. To jedyny element w którym Nagelchneider nie jest dla mnie wiarygodna. Na szczęście ten fragment nie rzutuje na całość, stanowi tylko dodatek, w którym kobieta wyjaśniła nam, jak to się stało, że obecnie wykonuje taki, a nie inny zawód. I trzeba przyznać, że prawdopodobnie każdy, kto lubi zwierzęta, poczuje lekkie ukłucie zazdrości, wyobrażając sobie jej dzieciństwo. Nie dość, że miała spore predyspozycje do pracy ze zwierzętami, to jeszcze środowisko w którym dorastała pomogło jej w pełni rozwinąć potencjał.

Wydaje się, że można kota wyciągnąć z dżungli, ale nie można wyciągnąć dżungli z kota.

Poradnik został napisany przystępnym językiem, a każde bardziej skomplikowane zagadnienie czytelnie wyjaśnione na przykładach i niejednokrotnie z przymrużeniem oka. Dzięki niemu, stopniowo, krok po kroku zagłębiamy się w świat kotów, poznając lekarstwa na trapiące je bolączki. Uważam, że książka ta to pozycja obowiązkowa na półce każdego kociarza, a także świetna wstępna lektura dla tych, którzy kociaka chcą zaadoptować. To także taka mała biblia początkującego kociego behawiorysty. Nie łudźmy się jednak, że całą wiedzę o tych wspaniałych zwierzętach udało się zmieścić na trzystu stronach i nie bójmy się szukać, badać i poznawać dalej!

Chodzi przecież o szczęście kota.

Co najważniejsze, wszystko w tej książce sprowadziło się do jednego: pozwól kotu być kotem, nie modeluj go na ludzką modłę. A to okazuje się chyba dla nas ludzi najtrudniejszym wyzwaniem. Bo niestety, by to zrobić trzeba nauczyć się otwierać na mowę tych stworzeń. A przecież mamy problem ze słuchaniem innych ludzi i z szanowaniem ich potrzeb, jak więc mamy zrozumieć istoty, które nie mogą powiedzieć nam wprost o co im chodzi? No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. A skoro chcemy wymagać od innych, zacznijmy najpierw wymagać od siebie. Jak widać podczas zagłębiana się w przemyślenia Mieshelle, możemy nauczyć się także wiele o samych sobie, więc tym bardziej jej książka jest godna polecenia.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com