Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Psi detektyw znów na tropie

O drugiej książce autorki Tajemniczej śmierci Marianny Biel przed lekturą nie wiedziałam nic. A jako, że rzadko kiedy zaglądam do blurbów, ponieważ najzwyczajniej w świecie im nie ufam, wydawało mi się, że Zbrodnia nad urwiskiem będzie lekturą w sam raz na króciutki wypad w góry, bo wkomponuję się z nią idealnie w plener. No i się przeliczyłam. Drugie śledztwo Szymona Solańskiego, Gucia i Róży nie toczy się w górach, tylko nad morzem. I to nie w Polsce tylko na irlandzkiej wyspie Inishmore. Nie pomyliłam się tylko co do jednego: książka doskonale sprawdziła się jako urlopowy czasoumilacz.

Przede wszystkim od pierwszych stron współczujemy bohaterom pogody. Marta Matyszczak ich nie rozpieszcza. Miejscem tytułowej zbrodni staje się tonąca w strugach deszczu i smagana wiatrem wyspa. Sztorm odcina ją praktycznie od świata i to prawdziwy cud, że nasz prywatny detektyw i jego wierny pies docierają na nią w jednym kawałku. A co spowodowało, że wybrali się na taką nietypową wycieczkę? Każdy kto czytał pierwszą część wie, jaki Szymon ma stosunek do swojej pracy. Najoględniej mówiąc jest koszmarnie wybredny. Jeśli dodać do tego fakt, że po rozwiązaniu sprawy morderstwa Marianny Biel, tuż po tym gdy jego przyjaciółka Róża wyjechała nie wiadomo dokąd, pogrążył się w apatii, łatwo możemy sobie wyobrazić, że jego kondycja finansowa nie przedstawia się najlepiej. Zresztą nie tylko ona: Solański sporo pije, nie dba o siebie i najchętniej nie wstawał by w ogóle z łóżka. Robi to jednak dla Gucia. Także z obawy o to, że nie będzie miał czego wrzucić psiakowi do miski, decyduje się w końcu zabrać do pracy. I trafia mu się, jak ślepej kurze ziarno, bardzo lukratywne zlecenie. Niejaki Czesław Koszycki chce odnaleźć wnuczkę, która wyjechała pracować na wyspy. Chcąc nie chcąc nasz bohater też musi tam pojechać. Niestety szybko okaże się, że nie będzie miał dla staruszka dobrych wieści i zamiast szukać Kasi, będzie  musiał dopaść człowieka, który ją zamordował.

Tak jakby życie chciało nadrobić czas, w którym Szymon tkwił w swoistym stuporze, odkąd zdecydował się pracować dla Koszyckiego, dzieje się wokół niego aż nadto. Sprawa, którą się zajął, sięga czasów II wojny światowej, a nawet zahacza o napad na bank w Bratysławie. Jest w niej miejsce dla polującej na posag hetery, blogerki modowej, paru złamanych serc i Róży Kwiatkowskiej! Okazuje się, że nie dość, że los rzucił tę dwójkę na tę samą irlandzką wyspę, to przyjaciółka Szymona przygruchała sobie tutaj nawet chłopaka: miejscowego stróża prawa. Oczywiście jego obecność wcale nie ułatwia dochodzenia, gdyż woli on wyścigi konne i whisky od wykonywania obowiązków. Róża oczywiście nie omieszka nie wykorzystać możliwości, które daje jej ta znajomość i angażuje się w sprawę morderstwa nie mniej niż Solański z Guciem. Z tego wszystkiego wynika pomieszanie z poplątaniem i w efekcie, chociaż wydaje nam się, że domyślamy się rozwiązania zagadki, to Matyszczak nas zaskakuje. Muszę przyznać, że autorka z gracją rozgrywa czytelnika tak jak chce, pokazując, jak to naszym małym światem rządzą pozornie nic nie znaczące przypadki.

Zbrodnia nad urwiskiem zbudowana jest na takim samym schemacie jak debiutancka powieść pisarki. I tym razem opisywanym przez nią wydarzeniom towarzyszy kameralna atmosfera, a akcja skupia się wokół jednego budynku, w Chorzowie była to kamienica, na wyspie jest to hotel, w którym bohaterowie próbują przetrwać sztorm. Każda z pojawiających się tutaj barwnych postaci ma swoją mroczna tajemnicę i w obawie, że wyjdzie ona na jaw niechętnie pomaga w śledztwie, starając się skierować podejrzenia na kogoś innego. To powoduje, że głównie obserwujemy zabawne perypetie błądzących po omacku za kolejnymi tropami Szymona i Róży, podczas, gdy właściwe śledztwo nieśpieszne toczy się na drugim planie. Ich cichym pomocnikiem, bez którego może nigdy nie trafiliby na właściwe ślady jest oczywiście niezastąpiony Gucio, którego spostrzeżenia na temat gatunku ludzkiego nadal niezmiernie nas bawią.

Mimo iż konstrukcyjnie są podobne, to druga książka Matyszczak jest dojrzalsza od jej debiutu. Tym razem autorka zdecydowanie lepiej radzi sobie z finałem i oszczędniej rozkłada w tekście akcenty humorystyczne, dzięki czemu nadaje im wyrazistości. Wielowątkową fabułę urozmaiciła także ciekawostkami o Zielonej Wyspie i spostrzeżeniami na temat podążających za chlebem i tych, pośród których przychodzi żyć emigrantom. Na uwagę zasługuje także jej dbałość o język, co niestety obecnie nie jest na polskim rynku wydawniczym normą, zwłaszcza w kręgach literatury rozrywkowej. Powodów by po książki Marty Matyszczak sięgnąć można znaleźć naprawdę wiele, więc następnym razem, gdy tylko będę potrzebowała nieco się rozerwać, na pewno sięgnę po trzecią część przygód bohaterów, by przekonać się w co też tym razem się wpakowali.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com