Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Chcę być inna!

Niedawno pisałam o książce Teodorczyka Jak umierają ptaki, zbiorze baśni dla dorosłych – ważnych na różnych etapach życia. Jedna z pierwszych opowiedzianych przez autora historii dotyczyła pewnego małego osiołka, który marzył o  nowych, pięknych kopytkach…

Akcja tej baśni rozgrywa się w czasach, gdy świat wyglądał nieco inaczej niż dziś: Kiedyś dawno temu, w czasach gdy zebra miała jeszcze poziome pasy, żółw nie na żarty ścigał się z gepardem, a skóra nosorożca była tak cienka jak liść z drzewa, osiołki miały wielkie i owłosione kopyta. Mały osiołek, główny bohater baśni, chciał zamiast wielkich i owłosionych „kloców”, mieć zgrabne i śliczne racice. Aby osiągnąć cel wybrał się w długą i trudną podróż do mędrca, który miał spełnić jego życzenie. Po drodze zaczął nawet doceniać posiadane przez siebie, solidne nogi, bez nich bowiem nie pokonał by niejednej górskiej ścieżki. Gdy dotarł już na miejsce opowiedział człowiekowi o swoim pragnieniu i ten owszem dał mu śliczne raciczki, odebrał mu jednak w zamian jego śpiewny głos. Odtąd osły mają delikatne kopyta i okropnie ryczą. Jeden morał z tej bajki jest taki, że chcąc osiągnąć marzenia wykorzystujemy to, co już posiadamy i niestety właśnie tego często nie doceniamy. A drugi, że wszystko ma swoją cenę i naprawdę warto się zastanowić, czy jesteśmy w stanie ją zapłacić.

Powyższa bajka przypomniała mi się w związku z kolejną przeczytaną właśnie książką: O zebrze, która chciała być w kwiatki Anny Onichimowskiej. Autorka nie przenosi nas do aż tak odległych czasów, by jej zebra miała poziome pasy, boryka się ona jednak z podobnym co osiołek problemem. Nasza bohaterka nie podoba się sama sobie, nie rozumie dlaczego jej twórcy pokarali ją czarno-białymi pasami i za wszelką cenę chciałaby je zmienić. Ma szczęście, że żyje w lesie namalowanym przez dzieci, tutaj bowiem wszystko jest możliwe. Marcin i jego siostra Natalia, jako główny rysownicy nadzorują, to co powstaje i co dzieje się na kolejnych kartkach książki. Próbują przekonać zrozpaczoną zebrę, że jej paskom niczego nie brakuje. Ona wie jednak swoje. Rodzeństwo w końcu daje się przekonać i malują na zebrze kwiaty: róże, goździki, kaczeńce, dzwonki i tulipany… Skutki są jednak opłakane. Zebra staje się leśną atrakcją, każdy bowiem chce zobaczyć „gadającą łąkę z ogonem”. Na nic zdają się także protesty, owady wiedzą swoje: skoro są kwiaty to jest łąka, a nie żadna zebra. Na szczęście pośród ciekawskich pojawia się także inna zebra, która nie śmieje się z nieszczęśnicy, pyta tylko, co jej się stało. To wystarczy by nasza uparta bohaterka zrozumiała swój błąd i zapragnęła znów mieć pasy.

Akcja opowieści rozgrywa się na szczęście w świecie dziecięcej fantazji, gdzie błędy można szybko naprawić. Dlatego zebry nie czeka los osiołka, dla którego zmiana była nieodwracalna. Wiele do tekstu wnosi podsumowanie Natalki, która ze zrozumieniem stwierdza, że każdy chce kiedyś zakwitnąć. Wszyscy miewamy przecież „momenty”, gdy bardzo pragniemy jakiejś odmiany. Musimy się jednak zastanowić czy naprawdę jesteśmy gotowi na rewolucję. Dla zebry wszystko skończyło się dobrze, ponieważ Marcin i Natalka sami malowali historię. Zwróćmy jednak uwagę na to, że nawet oni nie mają wpływu na wszystko, co dzieje się w lesie, np. namalowany przez nich lew z połową grzywy, niestety jest głodny i chce pożreć główną bohaterkę. Dzieci nie potrafią zatrzymać lwa, mogą tylko pomagać uciekać zebrze. Autorka pozostając w świecie dziecięcej fantazji przemyca nam w ten sposób prawdę o rzeczywistości, nad którą przecież człowiek nie ma kontroli. To zabawa, ale i ostrzeżenie. Poza tym jej opowieść stanowi świetny punkt wyjścia do rozmów o akceptacji samego siebie, samotności i inności.

Książeczka została wydana w  serii W lesie Marcina, w której to dzieci wymyślają kolejne światy, a czytelnik może uczestniczyć w procesie twórczym. Każda strona jest niczym kartka papieru, na prawie każdej widnieją także kredki, którymi dzieci wyczarowują las i zwierzęta. Ilustracje Joanny Sedlaczek są pełne żywych kolorów i pobudzają wyobraźnię. Na żadnej z nich nie zobaczymy jednak twórców historii, cała przestrzeń zostaje zaadoptowana przez to co stworzyli.

Książka podoba mi się jeszcze pod jednym względem: gdy w dzieciństwie rysowałam fioletowe drzewa z żółtymi liśćmi, to rodzice załamywali nade mną ręce. A tutaj w świecie Marcina i Natalii drzewa są niebieskie, zebry bywają w kwiatki i chodzą nawet po dachach. Onichimowska zawarła w tym tekście jeszcze jeden przekaz skierowany do was drodzy rodzice: nie ograniczajcie wyobraźni swoich dzieci!

Długich dni i zaczytanych nocy!
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com