Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Film nie dla klaunofobów

Klaun to bardzo nośny symbol. Najczęściej oznacza niewinność połączoną z ignorancją. Jego nieświadomość dobra i zła pozwala mu na czynienie obydwu. Jeśli połączyć klauna z demonem, otrzymamy absurdalnie upiorny motyw. Bo jak to? Przerażający klaun? Tak, tak to Mistrzostwo Kiczu, które już nie raz miało okazję nas zachwycić. Po raz kolejny więc kupimy ten makabrycznie niedorzeczny pomysł – przynajmniej ja.

Historia nie jest zbytnio skomplikowana. Kent McCoy (Andy Powrs) jest pośrednikiem sprzedaży nieruchomości. Pech chce, że akurat w dniu w którym jego syn (fan klaunów) ma urodziny, w jednym ze „swoich” domów znajduje kostium klauna. Co robi superata, gdy zamówiony na imprezę klaun się na nich nie pojawia? Wiadomo: ubiera kostium. Kryzys zostaje zażegnany i urodziny się udają. Istna sielanka, do czasu… Kent nie podejrzewa, że popełnił błąd, dopóki nie próbuje bezskutecznie zdjąć stroju i peruki, a jego żona Meg nie odrywa wraz z zawartością czerwonej nakładki na nos… Od poprzedniego właściciela kostiumu – Karlssona (Peter Stormare) – nieszczęśnik dowiaduje się, że kostium jest przeklęty. By się od niego uwolnić musi dokonać rzeczy strasznych lub dać sobie odciąć głowę…Kent nie wierzy w to co słyszy i nie godzi się na „propozycję” z tasakiem w tle. Narastający głód, który może zaspokoić jedynie dziecięce mięso sprawia, że z minuty na minutę, coraz mniej w nim człowieka – staje się demonem. Jon Watts zaproponował nam kawał dobrego, trzymającego w napięciu kina. Szkoda tylko, że nie pokusił się o bardziej hardcorową końcówkę. Czasami trzeba posunąć się do ekstremum, by odbić piętno na psychice widza, by film wdarł się tak głęboko w jego umysł, by ten po latach na samo wspomnienie produkcji nerwowo rozglądał się wokoło. Widzowie horrorów tego właśnie oczekują. Grzeczne zakończania zarezerwowane są dla innych gatunków. Najwyższa pora żeby twórcy sobie o tym przypomnieli.

Film daleki jest od podziału bohaterów na złych i dobrych. Mamy tutaj sytuację podobną do tej Exists, gdy okazuje się, że Wielka Stopa ma swoje motywy… Na szczęście w Klaunie nie mamy do czynienia z grupką młodzieży na wyjeździe, której nie życzymy najlepiej. Kent jest dobrym człowiekiem (taka misio-ciapa), kochającym mężem i ojcem. To co się z nim dzieje i jego wewnętrzna walka, sprawiają, że mamy wątpliwości. Doceniamy to, że się alienuje, że w końcu próbuje się bezskutecznie zabić. Zastanawiamy się nawet czy nie można było rozwiązać wszystkiego inaczej, bo czy pożarcie piątki dzieci, to rzeczywiście aż tak wiele? To, że w ogóle o tym myślimy jest straszne, prawda? Skoro jednak takie myśli chodzą nam po głowie, to dowód na to, że sytuacja jest dramatyczna, a Kent długo może liczyć na naszą sympatię. Sytuacja zmienia się jednak, gdy Kent przestaje być Kentem. Zastępuje go zniekształcony, autentycznie przerażający demon. Na pewno nie chcielibyśmy go gdzieś przypadkowo spotkać. A jeśli już mielibyśmy takiego pecha, to w miarę możliwości zamiast mu współczuć, sami pogonilibyśmy go z siekierą (Ci odważniejsi oczywiście) lub dalibyśmy nogi za pas.

Bohater próbujący na początku, mimo wszystko, żyć normalnie i zerwać z siebie przebranie, niezmiernie nas bawi. Kolorowe włosy, biała twarz umazana fluidem, wielki plaster w miejscu nosa, za duże buty, sprawiają, że wygląda on komicznie, ale zarazem budzi niepokój. W napięciu czekamy więc na moment, gdy śmiech zamieni się w grymas obrzydzenia. Nie musimy długo czekać: znajomego Kenta czeka długa rekonwalescencja, a  chłopiec biwakujący w lesie, do końca życia nie zapomni tej nocy… Twórcy nie odważyli się pokazać na ekranie momentów, w których klaun zabija i zjada swoje ofiary. Wszystko dzieje się poza kadrem, a widz dostaje tylko kiczowate – wyraźnie sztuczne efekty – w postaci kilku rozbryzgów i walających się tu i ówdzie kostek. Społeczeństwo i tak ma problem z mordami dzieci w filmach, te nie mogą być więc zbyt wiarygodne i celowo są przerysowane. Wystarczającym szokiem jest to, że twórcy odważyli się naprawdę uczynić je ofiarami klauna.

Aktorom nie mam niczego do zarzucenia. Nawet krucha Meg (Laura Allen) w walce z demonem wypada bardzo wiarygodnie. Wiadomo przecież, że matka broniąca dziecka, to zaciekły przeciwnik, który raczej nie zważa na ból i walczy do upadłego. Karlsson po tym, co przeszedł miał prawo być zwichrowany, teatralna gra jego postaci nie specjalnie mnie razi. Dobrze na planie poradził sobie także Christian Distefano, wcielający się w Jake’a syna Kenta i Meg. Zapewne chłopiec do końca życia będzie cierpiał na klaunofobię i dzięki niemu niejeden terapeuta wybuduje sobie willę. A przecież tak uwielbiał klauny… Los potrafi być złośliwy.

Jon Watts debiutował Klaunem, jako reżyser. Gary Shore – również zeszłoroczny debiutant – ze swoim Draculą (Dracula: historia prawdziwa) może się przy nim schować ze swoimi efektami specjalnymi mającymi tuszować niedoróbki fabularne. Całe szczęście, że reżyser pozbawił Kenta nosa, inaczej ktoś obeznany z klasyką komedio-horrorów mógłby próbować go unicestwić metodą z Morderczych klownów z kosmosu. A skoro o klaunach mowa, nadeszła pora by odświeżyć sobie To (It) Stephena Kinga.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com