Zło niejedno ma imię, czyli o czystkach w imię niewiary
Zdradzę wam, że z powodu ostatnich rewelacji musiałam nieco zmienić tekst o „Laleczkach”. W poprzedniej wersji, pomarudziłam trochę o tym, że Marcin tworzy niesamowite światy, zamieszkałe przez fascynujące postacie, ale jego książki są zdecydowanie zbyt krótkie byśmy mogli się w nich na dobre zadomowić. Wiecie, ja bym chciała, żeby te, świetne skądinąd, historie były rozbite na kilka tomów, po 800 stron każdy. Minimum! Znienacka jednak, Marcin (chyba potrafi czytać w myślach) ogłosił, że już niedługo będzie miała premierę jego kolejna książka „Czas zaślepionych” i tym razem najwyraźniej będzie to mały grubasek (!!), a także, że napisał kontynuację „Chrystusowej ziemi” (a to mnie już zwaliło z nóg, bo bardzo mi się ta książka podobała). Tak więc wybaczam i dzielnie czekam.
Wracając do naszych tajemniczych „Laleczek”, to opowieść o Horensie, Wielkim Czyścicielu Cesarstwa zdegradowanym do roli zgorzkniałego wykładowcy. Mężczyzna zanim zaczął uczyć, niewydarzonych w swoim mniemaniu studentów, zajmował się bezlitosną likwidacją wszelkich wierzeń i kultów na terenach włączanych do imperium. Niestety śmierć ostatniego Szamana z zapyziałej wioski Hawryn, a raczej to co było jej skutkiem, sprawiło, że popadł w niełaskę. Od tamtej pory przyszło mu wieść nudne, irytujące na każdym kroku, życie belfra pozbawionego powołania i chęci do pracy.
Na swoje szczęście i ku ogromnemu zaskoczeniu, pewnego dnia, dostaje szansę by dokończyć to co zaczął, i zostaje oddelegowany na nietypową misję. W okolicy Hawryn – na tej przeklętej ziemi – najwyraźniej coś wciąż żyje i coraz bardziej daje się wysłannikom Cesarstwa we znaki. Co gorsza, to coś zaczyna się rozrastać i zagrażać całemu imperium! Sprawa jest tym bardziej niepokojąca, że zamieszane są w nią paskudne, diabelskie laleczki i towarzyszące im zmasakrowane w okrutny sposób ciała! Horens, mimo niepokojących podszeptów i złych wspomnień, szybko łapie wiatr w żagle i ochoczo wyrusza na wyprawę. Nie przypuszcza jednak, dokąd ta misja tak naprawę go zaprowadzi i z jakimi demonicznymi siłami będzie musiał się zmierzyć, a z jakimi….sprzymierzyć! Bo jak się szybko przekonamy: zło niejedno ma imię.
Hornes Czyściciel nie jest ani krystaliczną postacią ani nie jest specjalnie sympatycznym człowiekiem. Sprawia wrażenie, pozbawionego ludzkich odruchów, koszmarnie zmierzłego, irytującego i przekonanego o własnej nieomylności dziada. Z czasem okazuje się jednak, że nosi w sobie pewną tajemnicę i jest o wiele bystrzejszy, a także mniej fanatyczny, niż przypuszczaliśmy. Do tego by go polubić, to jednak wciąż za mało. Bynajmniej nie o to chodzi w tej postaci, by powalała nas na kolana i żebyśmy obdarzyli ją afektem. Mamy przede wszystkim spojrzeć na nią jak na trybik w dopracowanym do perfekcji mechanizmie totalitarnego państwa, podporządkowującego sobie wszystko i wszystkich. Wtedy z łatwością pojmiemy zamysł autora i sens uczynienia główną, niezbyt pozytywnej, postaci, której czynów nie będziemy mieli ochoty usprawiedliwiać, ale za to będziemy w stanie jej odrobinę współczuć.
Jeśli nie chcecie zatapiać się w rozmyślaniach na temat niebezpieczeństw, jakie niesie z sobą jednotorowy sposób myślenia i wciskanie na siłę różnorodnej rzeczywistości w ciasne horyzonty, to pamiętajcie, że „Laleczki” oferują przede wszystkim inny wymiar rozrywki: demony, krew, magię i zgrabnie wplecione w treść elementy zainspirowane religią voodoo. Dla fanów podobnych smaczków, znalazł się tutaj nawet wątek miłosny. Między naszym bohaterem (szok!) a pewną mag rodzi się fascynacja i pożądanie, które to mają szansę rozwinąć się w coś głębszego, jeśli tylko autor na to pozwoli.
Tak jak już napomknęłam wyżej, Marcin pokazuje nam tylko tyle wykreowanego świata, ile potrzeba, bez nadmiernego rozdrabniania się i opisów (a szkoda, bo ma niezwykłą wyobraźnię). Dlatego też, powieść czyta się lekko i błyskawicznie. Akcja rwie z kopyta, przerzucając nas z jednego wiru zdarzeń wprost w trzewia następnego. Całkiem więc zrozumiałe, że nie dostajemy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania, a zakończenie powieści pozostaje otwarte – na szczęście w zgrabny, intrygujący, sposób. Czy to oznacza, że w przypadku „Laleczek” Halski również zdecyduje się na kontynuację? Czas pokaże. Ja bym była na tak.
Dla amatorów:
– dark fantasy z wyrazistymi elementami horroru;
– wartkiej i dynamicznej akcji z przytupem;
– zwiedzania pozornie znanych, ale zupełnie nowych światów;
– niezbyt kryształowych postaci;
– wszelkich inspiracji religią voodoo.