Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Nie idź w stronę światła!

Nie trzeba wchodzić do lasu w nocy, by się w nim zgubić. Wcale nie trzeba więc prowokować losu nocną wycieczką, by popaść w tarapaty w pięknych okolicznościach przyrody. Niestety młodzi ludzie często myślą, że są niezniszczalni i o tym jak bardzo kruche jest ich życie przekonują się, gdy jest już za późno na ucieczkę. Bohaterom Nightlight lekcji pokory udzielił nie tylko nocny las, ale i mroczna, zamieszkująca go siła, która najwyraźniej nie przepada za gośćmi i gdy tylko już się takowi w jej progach pojawią, to się z nimi nie patyczkuje.

Akcja głównie skupia się wokół Robin (Shelby Young), zakompleksionej nastolatki pragnącej wkupić się w łaski popularniejszych dzieciaków. Dziewczyna nareszcie dostąpiła zaszczytu i może uczestniczyć w tajemniczej grze „pięknych i lubianych”. Nia (Chloe Bridges), Amelia (Taylor Ashley Murphy), Chris (Carter Jenkins) i Ben (Mitch Hewer) wprowadzają ją w tajniki gry, w której uzbrojeni w latarki rzucają sobie kolejne wyzwania. Pomysłów widać im nie brakuje: oprócz fundowania sobie słownych przepychanek, grają także w chowanego i urządzają sztafetę na torach tuż przed nadjeżdżającym pociągiem. Niestety tym razem dosyć niefortunnie wybrali miejsce zabawy. Las Covington słynie z tajemniczych,  samobójczych (?) zgonów, podobno jest też nawiedzony, bo więzi dusze tych, którzy tutaj zginęli. Oczywiście okazuje się, że mroczne opowieści, mające charakter miejskiej legendy, są prawdziwe. Tajemnicza siła zwodzi bohaterów i igra z nimi. Można nawet odnieść wrażenie, że wręcz zaprosiła ich do własnej gry, której zasady zna tylko ona. Nie trudno się domyślić, że to wszystko nie może skończyć się dla nikogo dobrze.

Ignorancja i buta niejednego już zawiodły na manowce, a tych konkretnych bohaterów nie jest nam z tego powodu szczególnie szkoda. Aktorstwo nie jest złe – w sam raz do poziomu filmu – ale postacie zostały napisane tak jałowo i niejako, że nie da się im współczuć. Całe szczęście, że na miejsce akcji wybrano las: miejsce samo w sobie charakterne. To dzięki niemu mamy zalążki napięcia i duszną, klaustrofobiczną atmosferę. Na fabułę bowiem nie ma co liczyć… Po początku wiele sobie obiecywałam: gra w światła w zakazanym miejscu i bohaterowie uzbrojeni tylko w latarki, które nie mają szans pokonać mroku, zapowiadało się świetnie. Nawet poznawanie nieciekawych postaci było do pewnego momentu nieco intrygujące. Później coś pękło. Reżyserzy, Beck i Woods nie utrzymali nastroju, zwyczajnie odpuścili. Chaotyczna bieganina po lesie (tak wiem, że mroczna siła zawraca bohaterów w to samo miejsce), zapadanie w letarg (tak wiem: opętanie) i wciąż i w kółko, wyskakujący znikąd nastolatkowe, gdy wydaje nam się już, że już powinien nastąpić koniec, wszystko psuły. Kolejne z wymienionych elementów nie były oczywiście złe, jednak zabrakło twórcom pomysłu na to, jak je scalić w sensowną całość. Czym innym jest bowiem pozostawienie widza z tajemnicą, niedopowiedzenie mu wszystkiego, zmuszenie do zastanowienia się, a czym innym jest ewidentny brak umiejętności poskładania pomysłu „do kupy”. W efekcie powstało monotonne i nudne found footage, które zapewne miało być innowacyjne, bo zastąpiono w nim kamery latarkami.

Na dokładkę, z mojego punktu widzenia, łzawa opowieść Robin o przyjacielu, który popełnił w tym lesie samobójstwo nie była w ogóle potrzebna i nie wniosła niczego do treści. Wprowadzono ją zapewne po to, by było z czego zrobić klamrę i uświadomić nam, że raczej niewiele osób rozstawało się w Covington z życiem z własnej woli. Las przyciąga także ludzi, którzy sądzą, że śmierć to jedyne rozwiązanie ich problemów i wykorzystuje ich słabość. Tylko, że uświadamianie nas nie jest w tym wypadku wcale potrzebne, bo i bez klamry o tym wiemy. Produkcja męczyła mnie do tego stopnia, że zamiast dać się porwać, wejść z bohaterami w ich „przygodę” i emocjonalnie ją z nimi przeżywać, wpatrywałam się w tło, przyglądałam się biżuterii i butom… I powiem wam jedno (pomijając inne potknięcia): nie ważne co by się działo i ile razy bohaterka zaliczy glebę, w lesie Covington biała kurtka na zawsze pozostanie śnieżnobiała…

Film porównywany jest do The Blair Witch Project. Oczywiście nie można udawać, że nie ma między nimi podobieństw. Jednak film z 1999 roku miał tę przewagę, że found footage nie było wtedy tak ograne i dlatego pamiętamy o nim do dziś. Nie była to jednak produkcja wybitna, Kałużyński nazwał ją nawet „horrorem bez horroru”. Nightlight również nie jest genialnym arcydziełem, to nawet nie jest średniak. Wątpię, by ktokolwiek o tym filmie za kilka miesięcy pamiętał. Bo niby o czym? O dusznej atmosferze, ciekawej grze świateł, którą z bohaterami urządza sobie „coś”, kościół jako miejsce kultu lub dom demona/duchów? To za mało by wryć się w pamięć. Film zdecydowanie dla zagorzałych fanów kręcenia z ręki.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com