Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Szkoła jest do bani?

Aż dziw bierze, że Tajemnicze Dziecko ponad wiek musiało czekać na przekład na język polski. Zwłaszcza że Ernest Teodor Amadeusz Hoffmann, autor Dziadka do orzechów i Króla Myszy, na początku dziewiętnastego wieku mieszkał w Warszawie, a jego żoną była Polka, Marianna Tekla Michalina Rohrer – Trzcińska, którą zdrobniale nazywał Misią (Mischą). Widać to nie wystarczyło i nikt nie zainteresował się bliżej kolejnym z baśniowych utworów, które wyszły spod pióra niemieckiego pisarza.

Pierwszy przekład tej powstałej w 1817 roku literackiej perełki na język obcy (szwedzki) miał miejsce już w 1821 roku. Tłumaczenia na język polski po
djęła się dopiero w 1923 Zofia Modrzewska – Schiller, a następnie w 1926 roku Józef Kramsztyk. Oba są praktycznie niedostępne i – co tu dużo mówić – kompletnie nieudane. Na szczęście w 2014 roku Wydawnictwo Media Rodzina pokusiło się o wydanie tej zapomnianej baśni w przekładzie Elizy Pieciul – Karmińskiej. Dzięki niej możemy odkryć piękno tego ponadczasowego tekstu.

Magia Tajemniczego dziecka polega na tym, że jest to lektura pełna zakamarków interpretacyjnych – taki swoisty rezerwuar możliwych sensów. Zanim jednak skupimy się na kolejnych kluczach potrzebnych do zrozumienia tekstu, warto zatrzymać się na chwilkę na początku opowieści. Wszystko zaczyna się tutaj bowiem od odwiedzin „kochanej” rodzinki. Najwyraźniej nigdy nie było inaczej, że z nią najlepiej to wychodzi się tylko na zdjęciach…

Miejskie kontra wiejskie

Feliks i Bogumiła mieszkają wraz z rodzicami w skromnej posiadłości na wzgórzu pośród brzóz. Żyją w zgodzie z rytmem natury i mnóstwo czasu spędzają bawiąc się w lesie. Przyjazd bogatych, miastowych krewnych wywraca ich codzienność do góry nogami. Dzieci nie mogą się bawić, tylko muszą grzecznie czekać na to aż wyczekiwani goście przekroczą próg ich domostwa. I niestety w końcu do tego dochodzi. Wuj Cyprian wraz z żoną, synem Hermanem i córką Adelgundzią w końcu docierają swoją wymuskaną i błyszczącą karetą na miejsce. Podobnie jak Feliksowi i Bogumile czytelnikowi trudno zapałać do przyjezdnych sympatią. Na każdym kroku dają do zrozumienia, że czują się lepsi od mieszkających na wsi, uboższych krewnych. Jak na dłoni widać, że przypominający woskowe figury Herman i Adelgundzia to przeciwieństwo żywiołowego kuzynostwa. Miastowe dzieci są wystrojone w modne kreacje, blade, („trzymane” na specjalnej diecie), oszczędne w gestach (no chyba, że się czegoś wystraszą) i mówią tylko to, co wypada mówić.

Paradoksalnie Feliks i Bogumiła chociaż nie chcieliby być tacy jak oni, poczuli się gorsi: głupsi i niewystarczający. Za takie samopoczucie dzieci winę ponoszą nie tylko goście, ale także ich właśni rodzice. Ich służalczy stosunek do bogatszych krewnych jest bardzo wyraźny (i irytujący), zwłaszcza, że czujemy iż przemawia przez nich wstyd. Skoro tego kim są i jak żyją wstydzą się rodzice, trudno, żeby podobnie nie poczuły się dzieci. Nie możemy jednak ocenić państwa Brakelów zbyt pochopnie, musimy pamiętać, że relacje społeczne w czasach, w których powstała baśń, nieco różniły się od współczesnych.

Nieudana wizyta krewnych na szczęście szybko dobiega końca. Pozostają po nich tylko prezenty – mechaniczne zabawki – i ogólny niesmak. Chociaż Feliks z Bogumiłą otwarcie nabijają się z kuzynostwa, to wiemy, że coś w nich ich odwiedziny zmieniły. Coś nieznanego i nieprzyjemnego wdarło się w ich życie. Odtąd nic już nie będzie takie same, zaczęła się bowiem ich wędrówka ku dorosłości. Dopiero w zderzeniu z „innym” (nawet jeśli jest ono nieprzyjemne) rodzeństwo mogło zobaczyć siebie i zacząć budować swoją tożsamość. A początek okazał się trudny: z jednej strony dzieci czują się rozczarowane i oszukane, że wymyślne zabawki niczego tak naprawdę nie potrafią, z drugiej czują się winne, że nie potrafią się nimi bawić. Sądzą, że są do tego zbyt głupi, bo nie wiedzą tak dużo jak Herman i Adelgundzia. Na szczęście spotykają Tajemnicze Dziecko, które pomaga im powstały w duszy chaos uporządkować.

Przewrotność tekstu polega także na tym, że tak naprawdę to nie one powinny czuć niedosyt. To my im zazdrościmy! Jako przedstawiciele zurbanizowanego społeczeństwa (niewiele od epoki romantyzmu się zmieniło) nieustannie tęsknimy na swobodnym, zdrowym kontaktem z naturą. Przeciwstawiając cywilizację i naturę, miasto i wieś Hoffmann bardzo wyraźnie pokazał, która strona medalu jest według niego wartościowsza i gdzie łatwiej dotrzeć do istoty człowieczeństwa.

Szkoła jest do bani

Następnie do Brakelheim przybywa kolejny gość, tym razem to bardzo antypatyczny jegomość – przypominający paskudne muszysko – bakałarz Inkaust. Za niezbyt przyjemną fizjonomią podąża wredny charakter, przekonanie o własnej nieomylności i doskonałości. Jednym słowem: to dosyć paskudny typek. Bogumiła i Feliks mają pecha zostać jego uczniami. Dzieci przyzwyczajone do aktywności fizycznej i przebywania na świeżym powietrzu źle znoszą zamknięcie i tresurę (bo nauką trudno to nazwać) zastosowaną przez Inkausta. Na szczęście podlec nie zyskał sympatii państwa Brakelów i dosyć szybko się go pozbyli.

Paskudna fizjonomia Inkausta oddaje w pełni stosunek autora do systemu edukacji w którym kładzie się nacisk na „wkuwanie” encyklopedycznej wiedzy bez przełożenia jej na praktykę. Zalewanie dzieci informacjami plus ciągłe odpytywanie mają uczynić z nich maszyny wprasowane w przydzieloną im rolę społeczną. Co gorsza taka edukacja zbija wyobraźnię, bez której człowiek nie osiąga pełni. Problem poruszony przez Hoffmanna jest – niestety! – wciąż aktualny. Sami znamy nie jedno dziecko pokroju Hermana, które może i zna wszystkie odpowiedzi na pytania z historii i geografii, może i wie wiele o dzikich zwierzętach, ale w zderzeniu z prawdziwym światem pozostaje bezbronne, zakłopotane i zagubione. Jego książkowa wiedza bowiem nigdy nie została sprawdzona empirycznie. Dlatego Feliks i Bogumiła doskonale czują się w lesie, a wychowani pod kloszem Herman i Adelgundzia, nie przetrwali by w nim kilku godzin.

Ratunek

Akcja utworu rozgrywa się w dwóch wymiarach: realnym i fantastycznym. Chociaż  światy te wzajemnie się przenikają to możemy wyodrębnić ich główne „strefy wpływów”. Plan realny to wydarzenia w domu: odwiedziny wujostwa, nauczyciel, choroba i śmierć. To, co ma miejsce w lesie buduje fantastyczną płaszczyznę utworu.  Inkaust w czterech ścianach, to znienawidzony nauczyciel o kiepskich manierach, w lesie – to wróg królestwa wróżek, straszny gnom. Przetworzone przez wyobraźnię wydarzenia stają się dla dzieci łatwiejsze do oswojenia. Ta potężna umiejętność niesie im ocalenie w najczarniejszych chwilach. Hoffmann wyraźnie wychwala tutaj sposób postrzegania świata przez dzieci, obnaża także słabości racjonalizmu rządzącego światem dorosłych. Nic nie jest jednak nie do naprawienia. Chorując pan Brakel przypomina sobie, że w dzieciństwie również poznał Tajemnicze Dziecko, a pogrążona w żałobie pani Brakelowa również otwiera się na pocieszenie, jakie niesie z sobą świat fantazji.

Tytułowe Tajemnicze Dziecko  nawet jeśli jest tylko wytworem imaginacji, przez dzieci jest postrzegane jako istota całkowicie realna. Pomaga im uporać się z negatywnymi emocjami, które zżerają je po wizycie kuzynostwa. Ukazuje im bogactwo świata, który ich otacza i do którego mają nieograniczony dostęp. Ta niezwykła istota jest ucieleśnieniem człowieka w najczystszej postaci, dlatego została pozbawiona płci: Feliks widzi w Dziecku chłopca, Bogumiła dziewczynkę. Jest ono więc kimś, kto znajduje się poza ograniczeniami kulturowymi i rolami społecznymi. Chociaż zachęca dzieci, do korzystania z wyobraźni to daje im także do zrozumienia, że nie można żyć w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości. Nie można całkowicie uciec do świata fantazji – bo w niej również czyha wiele niebezpieczeństwo: można zginąć spadając z tęczy, od słuchania pięknego śpiewu magicznych ptaków może nawet pęknąć komuś serce. Kraina wróżek z której pochodzi, to nie jest miejsce w którym człowiek może bezpiecznie żyć, dlatego nigdy nie zabiera tam ze sobą Feliksa i Bogumiły.

Groza

Jak widać okoliczności. W Tajemniczym Dziecku są momentami ponure jak w baśniach braci Grimm i tragiczne jak u Wagnera. W tekście zawarte są dalekie od bajkowości prawdy o pękających dziecięcych sercach i dramatyczne w skutkach upadki. Smutek i niepokój w czytelniku budzi także niema skarga lasu – jedyna reakcja na jaką może zdobyć się przyroda w obliczu działań Inkausta, który niszczy konwalie. Hoffmann, jak już wiemy, poruszył w baśni sporo trudnych tematów, znalazło się w niej  także miejsce dla tego najtrudniejszego – śmierci. Nie ważne jakiego świata jest częścią, musimy się z nią zawsze liczyć, bo nie da się jej uniknąć. Mały czytelnik został potraktowany przez autora z szacunkiem i na poważnie. Hoffmann miał bowiem świadomość, dzieci również są częścią ludzkiego losu, którego częścią jest śmierć i nie należy przed nimi niczego ukrywać. W  tematykę kresu postanowił je więc wprowadzić w sposób delikatny, pozbawiony gwałtowności a zarazem bardzo stanowczy.

Ilustratorka (Aleksandra Kucharska-Cybuch) dopasowała stłumioną kolorystykę i prostą kreskę do powagi oraz tematyki historii. Nie znajdziemy tutaj nasyconych barw i „disnejowskiej” kreski. Np. Inkausta przedstawiła jako żarłocznego, upstrzonego włochalami robala – nic dziwnego, że dzieci za tą karykaturą nie przepadają – a sportretowana przez nią zepsuta-ożywiona lalka, wypadła aż nazbyt przekonująco strasznie. Jeśli się dobrze przyjrzycie zauważycie, że mrok i cień może nie dominują, ale stanowią zauważalną część większości rysunków.

Złoty środek i nadzieja

Okazuje się, że niedawno odkryta dla polskiego – a raczej polskojęzycznego – czytelnika baśń nie jest tylko filologiczną ciekawostką, której treść już dawno przebrzmiała. Pozostało w niej wciąż wiele miejsca na indywidualne interpretacje. I chociaż trudno zgodzić się z każdym postulatem Hoffmanna, to nie sposób również w wielu kwestiach nie przyznać mu racji. Zanim zasiądziecie do lektury Tajemniczego Dziecka ze swoimi pociechami, koniecznie zapoznajcie się z tekstem sami. Zgodnie z tym, co pisał o nim sam autor: skierował go nie tylko do dzieci, ale i do dorosłych – każdy bowiem odczyta go na innym poziomie.

Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com