Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Są takie rzeczy na niebie i ziemi

Tak się złożyło, że tuż przed lekturą miałam okazję odwiedzić Muzeum Magicznego Realizmu w Wiśle, w którym można podziwiać wystawę obrazów Jakuba Różalskiego. I bardzo się z tego powodu cieszę, ponieważ reprodukcje umieszczone w książce, chociażby ze względu na swoje rozmiary, nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, jak dzieła naturalnych rozmiarów. A po tym co zobaczyłam, mój apetyt na Inne światy zdecydowanie wzrósł. I chociaż wcześniej miałam wątpliwości, czy umieszczenie w tej samej antologii Mroza i Dukaja było słuszną decyzją, po wizycie w muzeum liczyłam już tylko na literacką ucztę. Byłam przekonana, że zbiór opowiadań inspirowanych TAKIMI obrazami, będzie petardą. Niestety oczekiwania dosyć boleśnie rozminęły się z rzeczywistością, okazało się bowiem, że zamiast oczekiwanej petardy w rękach trzymam mokrego kapiszona.

Pierwsze opowiadanie jeszcze nie zmąciło mojego pozytywnego nastawienia. W Idzie niebo Jakuba Małeckiego obserwujemy bohatera, będącego świadkiem inwazji (?), którą tak naprawdę nie jest szczególnie zainteresowany. Nie obchodzi go kto, dlaczego i skąd. Jego nasączona emocjami opowieść skupia się głównie na ojcu i bracie, co w zestawieniu z „kroczącymi maszynami” i zbiorowym szaleństwem, ze strony na stronę, nabiera siły wyrazu, w efekcie budując bardzo klimatyczną historię. Taką, którą chce się czytać, chociażby ze względu na zawartą w niej tajemnicę. Początkowo uznałam, że mimo  pewnej wtórności Idzie niebo stanowi tylko przyzwoity wstęp do antologii. Jednak wprost proporcjonalnie do ilości przeczytanych opowiadań wzrastało moje przekonanie, że Małecki napisał coś nie tyle przyzwoitego, co bardzo dobrego.

Szpony smoka to opowieść o świecie, w tym alternatywnej Polsce, podbitej przez cesarstwo Nipponu. Chociaż doceniam pomysł i sprytną zmyłkę, poczułam się tą historią niestety przytłoczona. Wydaje mi się, że to materiał na książkę upchnięty w ramy opowiadania. Mamy więc polską i japońską tradycję, magię, smoki, technikę i do tego skomplikowane relacje między postaciami. I chociaż to wszystko ma niezaprzeczalny urok i w tekście da się wyczuć bliżej nieokreśloną moc, to krótka forma ewidentnie nie pozwoliła rozwinąć Robertowi Szmidtowi skrzydeł.

Co do Sylwii Chutnik i jej Zapalnego stanu udręki odniosłam wrażenie, że miała gotowe opowiadanie zalegające w szufladzie, a pojawienie się zbiorku było świetną okazją do jego opublikowania. W końcu „inne światy” to pojęcie worek i można do niego wrzucić praktycznie wszystko – nikt się nie zorientuje. Jej utwór, będący zbitką przypadkowych słów (żeby już nie nazwać tego bełkotem) ubranych w szpitalne halucynacje, do tego stopnia mnie nie zainteresował, że w zasadzie szkoda mi było czasu na zastanawianie się, co autorka miała na myśli i jak to miało pasować do Różalskiego. Po raz kolejny przekonałam się, że jeśli absurd i groteska, to nie w jej wykonaniu. Najwyraźniej nie po drodze mi z tą pisarką.

Remigiusz Mróz nie napisał do tej pory niczego wybitnego i z takim podejściem raczej nigdy nie napisze. Najwyraźniej woli odcinać kupony od popularności zamiast pracować nad warsztatem i stać się pisarzem, którego nazwisko nie będzie kojarzyło się tylko z dobrze sprzedającą się grafomanią. Niestety jego Korytarz pełnomorski o podróżach w czasie, pętlach i paradoksach jest wtórny, nijaki i pozbawiony klimatu. Najbardziej zawodzi w nim mało wiarygodny główny bohater, zaskakujący czytelnika swoimi egzystencjalnymi rozterkami.

Anna Kańtoch, jak dla mnie, nie wspięła się na wyżyny swoich możliwości, ale i tak jej opowiadanie o Człowieku, który kochał wyróżnia się na plus pośród reszty. Jej nieco steampunkowe SF o podróżach w czasie, ma w sobie o wiele więcej pazura i literackiej zmyślności, niż nudny twór Mroza. A już na pewno pozbawione jest zbędnego nadęcia, które autorka sprawnie zastąpiła nutą komizmu. Ogromny plus za niezbyt rozgarniętego głównego bohatera i jego nietypową przypadłość.

Sfora to epicka historia rozgrywająca się na przestrzeni setek lat. W związku z tym nie śledzimy w niej losów tylko jednego bohatera. Przedstawicieli różnych pokoleń łączy wspólny sekret: tajemnicza wilcza skóra, która w tym, kto ją ubiera budzi odwagę, ponadludzką siłę i dar przekonywania. Ale jak wiadomo, nie ma na tym świecie, ani najwyraźniej na żadnym innym, niczego za darmo. Opowiadanie Łukasza Orbitowskiego początkowo bardzo mi się podobało, szczególnie przypadła mi do gustu tajemnicza wioska w środku dziczy i jej dziwaczni mieszkańcy. Niestety, gdy już wróciliśmy do cywilizacji straciłam zainteresowanie lekturą. Nie twierdzę, że to opowiadanie jest słabe, ale mnie nie porwało, tak jakbym tego po tym pisarzu oczekiwała.

Krótkie, niosące w sobie ulotną tajemnicę opowiadanie Aleksandry Zielińskiej, zabiera nas do świata opuszczonych kopalń i familoków. Skojarzenia ze Śląskiem trudno więc uniknąć. Rzeczywistość wykreowana w Nazwałem go Erzet jawi nam się, jako ponury, pełen pyłu i rezygnacji świat po katastrofie. Ale czy jest nim naprawdę? Tego możemy się tylko domyślać, ponieważ na niewielką górniczą osadę, problemy życia codziennego miejscowych robotników i ich rodzin, patrzymy oczami dziecka. Opowiadanie zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych, autorka na pewno nie poszła na łatwiznę.

Kolejny ciekawy tekst wyszedł spod pióra Anety Jadowskiej. Boży dłużnik to poruszająca opowieść o przygotowaniach do niebezpiecznej pielgrzymki, w którą wspólnie mają wybrać się ojciec z synem. Gdy już poznajemy postacie, przywiązujemy się do ich losów i zaczynamy orientować się w realiach tatarskiej wioski, tekst się urywa. Niestety, musimy zadowolić się pełnym tajemnic wstępem, gdyż w antologii zamieszczono tylko pierwszą część tryptyku. Chociaż opowiadanie mi się podobało, zabieg zastosowany przez wydawnictwo, wydał mi się totalnie chybiony i, co tu dużo mówić, poczułam się oszukana. Przecież opowiadanie Dukaja ma prawie dwieście stron, więc więcej miejsca dla Jadowskiej też by znalazło. No chyba, że autorka nie zdążyła na czas napisać całości i oddała do druku, to co miała…

Jakub Żulczyk dobrze zaczął. Kupiłam jego krasnale walczące o przetrwanie w XXI wieku, wspominające stare dobre czasy i żywiące się resztkami z przymarketowych śmietników. Tyle lat trudu jest dosadnie, zabawnie, intrygujące, ale tylko do momentu, w którym autorowi ewidentnie zabrakło pomysłu na ciąg dalszy. Trzeba przyznać, że zamaskował to w dosyć zgrabny sposób. Od biedy można więc uznać, że tekst od początku miał być tylko pełną czarnego humoru literacka igraszką.

Jacek Dukaj w krótkiej formie? To się nie mogło udać. Dlatego jego opowiadanie pt. Imperium chmur, to właściwie mini powieść, której akcja rozgrywa się w alternatywnej Japonii. Autor z rozmachem opisuje nam zachodzące za cesarza Mutsushito zmiany społeczne, pogmatwaną sytuację polityczną, zakusy Rosji, kombinacje Polaków. Tak naprawdę jednak nie o fabułę w utworze Dukaja chodzi, ale sposób opowiadania. Jego tekst jest poetycki, pełen niebanalnych metafor, co chwilę pojawiają się w nim również zachwycające haiku. Te chwilowe zachwyty i ulotne impresje sprawiły, że odniosłam wrażenie, iż autor w Imperium chmur bawi się po prostu możliwościami języka, nie przekuwając słów w konkretną historię.

Jeżeli chodzi o umiejscowienie grafik w zbiorze, to pomijając losowość i fragmentaryczność, kompletnie nie rozumiem pomysłu umieszczania ich „strzępów” na wewnętrznych marginesach książki. By móc im się przyjrzeć, musiałabym ją najzwyczajniej w świecie, brutalnie rozerwać. I chociaż nie da się zaprzeczyć, że dopracowana okładka przykuwa uwagę, to wnętrze antologii niestety nie zachwyca, tak bardzo jakby mogło, chociażby dlatego, że reprodukcje wypadają nieco słabo na średniej jakości papierze. Możliwe, że bym się tego nie czepiała, gdybym nie miała okazji oglądać obrazów Różalskiego na żywo. Jeśli więc macie taką możliwość, wybierzcie się na wystawę, tam naprawdę poczujecie, że jego grafiki tworzą odrębne, fascynujące światy i niewiele trzeba byśmy, przekraczając niewidzialną, cienką linię, dali się im całkowicie pochłonąć.

Reprezentujący różne gatunki i style autorzy, na pewno sprawią, że antologia trafi do zróżnicowanego odbiorcy. Po książkę sięgną bowiem fani Mroza, jak i Dukaja. Można dopatrywać się w tym szansy na spotkanie z nowym, innym, na wyjście ze sfery literackich przyzwyczajeń. Dzięki temu, ci którzy lubią niezbyt wyszukane opowiastki kryminalne, mogą zetknąć się z bardziej wymagającą literaturą. I odwrotnie, fani ambitnej literatury mogą spróbować zasmakować w historiach spełniających czysto rozrywkowe funkcje. Nie jestem jednak pewna czy ten zabieg w pełni się wydawnictwu udał. Jeśli o mnie chodzi, utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że po niektórych autorów jednak nie warto sięgać. Jedynie Małecki zachęcił mnie tak naprawdę do bliższego zapoznania się ze swoją twórczością.

Antologie mają to do siebie, że bywają nierówne. Nie inaczej jest i w tym wypadku, przy czym większość zawartych w Innych światach opowiadań, jest do bólu przeciętna. Co w zestawieniu z tym, czym były inspirowane oznacza bezpowrotnie zmarnowany potencjał. W większości symboliczne nawiązania do niesamowitych obrazów nie wychodzą ponad utarte ramy. I chociaż zdarzają się błyskotliwe przebłyski i ciekawe momenty, to jest ich jednak, przynajmniej dla mnie, zdecydowanie za mało. Początkowo wydawało mi się, że może jestem zbyt surowa i zbyt krytycznie podeszłam do przeczytanego zbioru. Ale nasze spotkanie DKK przekonało mnie, że to jednak nie z moim nastawieniem jest coś nie tak. Nasza dosyć długa dyskusja obyła się bowiem bez większych zachwytów.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com