Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Kimkolwiek jesteś, miej nas w swojej opiece

Póki co mamy e-book. Wrzucajcie więc książkę na wirtualne półeczki. Niech poczuje, że chcemy jej nie tylko w wirtualnej wersji.

Oto przed nami dopieszczone, i wzbogacone o niepublikowane nigdzie dotąd utwory, wznowienie „Sinobrodego”. Jeśli więc macie ochotę na mroczniejszą i miejscami, obrazoburczą rozrywkę, to śmiało sięgnijcie po zbiór opowiadań autorstwa Macieja Szymczaka. Na wstępie warto podkreślić, że autor nie jest twórcą, któremu zależy na straszeniu, dla samego straszenia. Szymczaka kusi przede wszystkim, możliwość pokazywania rzeczywistości, chociażby tej odwróconej na lewą stronę, pokazanie łatwości z jaką można (trzeba!) łamać schematy. Chce także oddać głos swoim bohaterom, kim/czym by oni nie byli, każąc im czasami, tak przy okazji, przeglądać się w zwierciadle historii. Obok weirdowych klimatów i brutalności, znajdziemy tutaj również garść filozoficznych rozważań oraz kontrowersyjnych pytań zaczepnie rzuconych w kierunku tych, którzy wiedzą „na pewno”. W moim odczuciu autor stworzył w ten sposób ciekawą przestrzeń do dyskusji na temat wątpliwości i słuszności podejmowanych przez nas wyborów.

Może się to wydać dziwne, ale zaskoczyła mnie przede wszystkim różnorodność zawartych tu tekstów. Po przeczytaniu pierwszych trzech opowiadań myślałam, że motyw przewodni zbioru będzie kręcił się wokół hipokryzji i słabości przedstawicieli pewnej instytucji, za którą autor wyraźnie nie przepada. Już przy czwartym okazało się jednak, że byłam w błędzie i Maciek ukrywa jeszcze niejednego asa w rękawie. Po przeczytaniu całości mogę już z całą pewnością napisać, że tym, co scala zbiór Szymczaka w jedno jest ludzka ułomność, naiwność i brak siły sprawczej, ubrane w przeróżne szaty wierzeń i lęków. Czyli to wszystko czego chcielibyśmy nie dostrzegać, a co nas uwiera i sprawia, że tylko krok dzieli nas od przepaści…

Moim zdaniem, „Sinobrody”, jest jedną z tych pozycji, która na mapie polskiego horroru jest nadal za mało doceniana. A mamy tutaj przecież jakże piękne i głębokie cięcie aż do kości – przez tkankę społeczno-światopoglądowych przekonań – rozważania nad ludzką kondycją w zakresie prawa do swobodnej zmiany perspektywy, ponadto liczne, nieznane, tajemnicze, pozostające poza kontrolą zakamarki. Czyli to wszystko, co sprawia, że horror jest gatunkiem wyjątkowym, który odzierając tabu z wszelakich fikuśnych kostiumów, odnajduje w nim nieskończone źródło inspiracji.

Muszę przyznać, że podczas lektury „Sinobrodego i innych opowiadań” parę razy zdarzyło mi się natknąć na fragmenty, które można by jeszcze rozwinąć (zdecydowanie rozwinąć!), ale to i tak, nie miało większego wpływu na mój odbiór całości, oprócz tego, że wywołało niedosyt. Proszę, chociaż zapewne nie tylko ja, o więcej.

*

Więcej szczegółów na temat kolejnych opowiadań znajdziecie poniżej:

Sinobordy – Gilles de Rais (1404-1440), to dobrze znana postać historyczna słynąca z sadystycznych skłonności. Walczący ramię w ramię z Joanną d’Arc, hrabia zamordował od 80 do 200 dzieci. Swoje ofiary (głównie chłopców) nie tylko torturował, ale również wykorzystywał seksualnie. Dzieci wieszane na hakach i żerdziach, podduszane i bite nie miały nawet sił by wzywać pomocy. Szymczak postanowił napisać swoją własną wersję tamtych wydarzeń. Zafundował nam oczywiście kilka brutalnych opisów ohydności do jakich zdolny był hrabia, ale i tak największą zgrozę wzbudziło we mnie, to co stało się później. Świadomość, że nawet najpodlejsze zło staje się nietykalne, gdy chroni się w środku kościoła jest bardzo bolesna, zwłaszcza w kontekście obecnych wydarzeń. Wielu powinno sobie te kwestie przemyśleć, bo autor może i szydzi z łatwowierności wiernych oraz zadufania władz kościelnych, ale ostrze jego krytyki nie jest tak niecelne, jak mogłoby się wydawać (lub jak niektórzy by chcieli).

Biblia Diabła – Szymczakowa wersja powstania niesławnego średniowiecznego rękopisu Codex Gigas. Mamy zakonnika, który uległ pożądaniu i okrutną karę, która ma zostać mu za to wymierzona. A tonący, wiadomo, brzytwy się chwyta, więc i nasz bohater kombinuje, jak wydostać się z patowej sytuacji. Opowieść ta zdawała się nie mieć w sobie niczego, co specjalnie przykułoby uwagę czytelnika do momentu, w którym akcja zostaje przeniesiona do czasów współczesnych. Samiutka końcóweczka wywołała uśmiech zadowolenia na mojej twarzy. Na pewno polecę koleżankom bibliotekarkom.

Vaticanus – tego tekstu, to nawet Dan Brown by się nie powstydził. Bohater opowiadania po latach poszukiwań dostaje się w końcu do archiwów watykańskich i odkrywa PRAWDĘ. A ta jest miażdżąca, okrutna, paraliżująca i przewrotna. Vaticanus może zasiać niepokój w sercach, bo niby co daje nam pewność i gwarancję, że to co nam się przedstawia nie jedną wielką mistyfikacją i przekrętem wszech czasów?

Pajęczyna – bohaterowi tego opowiadania przydałby się porządny łapacz snów. Trudno mu nie współczuć, gdy wpada z jednego koszmaru w drugi, wciąż łudząc się, że wreszcie się obudził. Okazuje się, że wpadł w sidła pewnej kreatury, która rozsmakowała się w jego strachu. Musze przyznać, że to opowiadanie mnie zaskoczyło. Trzy pierwsze wprowadziły mnie w zupełnie inny klimat i nagła zmiana tematyki wybiła mnie z rytmu. Na szczęście szok złagodziła spora dawka oniryzmu. Chciałabym zobaczyć „Pajęczynę” w formie opowieści graficznej. Koniecznie czarno-białej.

Hotel Nawia – bardzo klimatyczne opowiadanie, w którym pewien kierowca postanawia przenocować w przydrożnym Hotelu Nawia. Gdyby interesował się mitologią słowiańską wiedziałby od razu gdzie trafił, a tak, niestety trochę go to kosztowało nerwów. Raczej bez zaskoczenia, ale w nastroju obłędu, co pobudzająco działa na wyobraźnię.

Piramida – opowiadanie bardzo na czasie. Obok starożytnej piramidy, szklanej czaszki, kosmitów mamy tutaj bowiem także tajemniczego wirusa i zapowiedź apokalipsy. Mimo iż splecenie w jedno wymienionych motywów nie jest pomysłem nowatorskim, to chciałabym by na podstawie zaprezentowanej w zbiorze mocnej „zajawki”, powstała pełnokrwista powieść. Są na to jakiekolwiek szanse?

Przymierze – tym razem Szymczak stworzył niepoprawną wersję historii Abrahama, od którego bóg zażądał ofiary z syna. Trzeba przyznać, że to całkiem udany flirt z Biblią, z tej przypowiastki zaśmieją się jednak tylko niepokorni.

Dłużnik – w opowiadaniu autor porusza tematy niestety obecnie bardzo aktualne. Zapętlenie się w długach, pogarszające się z ich powodu relacje rodzinne, powolny rozpad psychiki człowieka obciążonego ponad miarę. Wplecenie w to motywu reinkarnacji stanowi powiew świeżości i sprawia, że opowiadanie w ogólnym rozrachunku nie jest banalne, chociaż takie początkowo mogło się wydawać.

Katharsis – krótkie i konkretne, chociaż nie pozbawione romantycznej nuty i mrocznego dramatyzmu. Jest ogień, który strawi wszystko.

Walkiria – czasami przychodzi taki moment, że ofiara, stając na krawędzi wytrzymałości nie ma już niczego do stracenia i kontratakuje. A gdy sprzyjają jej okoliczności, kat naprawdę może być zdziwiony. Autor podejmuje tutaj temat dyskryminacji, przemocy, buntu i zemsty, z najazdem wikingów w tle. Zaskakujące.

Słoneczny wojownik – Szymczak jest filozofem, więc nie oparł się pokusie stworzenia filozoficznej opowiastki, której treść odbija się echem w wieczności. Czytając to opowiadanie odniosłam wrażenie, że całe zło, którego doświadczyliśmy, i doświadczamy, odchodzi poprzez nie w niebyt.

Oni – czym byłaby antologia grozy bez odniesienia do fenomenalnego „Z Archiwum X”? Rozwiązanie kosmicznej intrygi zaproponowane przez Szymczaka zmiotłoby z planszy nawet Foxa Muldera. Bo wiecie: „Prawda jest gdzieś tam, czeka tylko na odkrycie” – w tym wypadku, czeka bliżej niż sądzimy.

Misja – chociaż akcja opowiadania toczy się wieki temu, temat w nim poruszony jest wciąż aktualny i nie za dobrze to świadczy o nas, współczesnych.

Judyta – czytałam kiedyś wspaniałą książkę o człowieku, który pomagał innym popełniać samobójstwo: dostosowując metodę do osoby. Jak się okazuje, można poradzić sobie także w inny sposób, oczywiście bez możliwości złożenia reklamacji. Ciekawe. Chętnie przeczytałabym dłuższą wersję tego opowiadania. Moim zdaniem, to świetny materiał na powieść.

Marznący księżyc – samobójstwo czy zagadka warta uwagi doświadczonego stróża prawa? W tle black-metalowy styl życia, obsesja śmierci, szalona twórczość i urojenia. Kim tak naprawdę był denat? I o co chodzi z Drogą na Hel? Zamknięcie zbioru z kryminalnym zacięciem i przesłaniem o tym, jak niewiele znaczy cZŁOwiek.

Myślę, że każdy (no może oprócz osób, które uważają, pewne tematy za nietykalne) znajdzie tutaj coś dla siebie i spędzi całkiem miło czas z lekturą. A mnie pozostaje już tylko czekać na kolejne opowiadania i  powieści Maćka.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com