Ze śmiercią jej do twarzy
Mirka Andolfo, twórczyni świetnego komiksu Wbrew naturze, kusi nas swoim kolejnym projektem pt. Mercy. Pierwszy tom o enigmatycznym podtytule Dama, mróz i diabeł, wydany niedawno nakładem Non Stop Comics, to pozycja do której ręce aż rwą się same. Przyznajcie zresztą sami: koło takich okładek nie przechodzi się obojętnie. Mnie wystarczył rzut oka i decyzja została podjęta – musiałam to przeczytać! To co znalazłam w środku bardzo trudno mi jednak jednoznacznie ocenić, bo oględnie mówiąc, Dama, mróz i diabeł to dopiero zapowiedź czegoś większego. Zanim jednak wyjaśnię dlaczego, zaprezentuję wam zarys fabuły.
Kim jest Lady Hellaine, arystokratka o bezwzględnie pięknym obliczu, która niczym drapieżny anioł, nieśpiesznie zbliża się do Woodsburgh? Co sprowadza ją i jej dziwnego towarzysza w te strony? Zanim poznamy mroczny sekret tej demonicznej damy i powód dla którego zawitała w tutejszej okolicy, dowiadujemy się, że Woodsburgh, nie jest zwykłym miasteczkiem. Jego mieszkańcy jeszcze nie otrząsnęli się po niedawnej katastrofie w kopalni, a już muszą mierzyć się z kolejnym nieszczęściem: dochodzi tutaj bowiem do serii brutalnych morderstw, a rozkwitające na ciałach ofiar „mięsne kwiaty” sugerują, że maczają w nich macki nadprzyrodzone siły. Co gorsza tragiczne wydarzenia w kopalni, okaleczone zwłoki i przyjazd Lady Hellaine są ze sobą mocno powiązane. Nie do końca wiemy jednak w jaki sposób połączyć wszystkie wątki. Zwłaszcza, że sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że osierocona indiańska dziewczynka dostrzega w nieprzejednanym obliczu Lady Hellaine swoją nieżyjącą matkę…
Pierwszy tom stanowi tylko wstęp do nakreślonego przez autorkę świata i historii. Na zaledwie 64 stronach znalazło się miejsce głównie dla ekspozycji i pytań, niestety zabrakło go na konkrety i odpowiedzi. Muszę więc ze smutkiem przyznać, że niektórzy mogą poczuć się zniechęceni zbyt wolno rozwijającymi się wątkami i uznać Mercy za nieco mdłe. Bo opowieść, owszem, nabiera rozpędu powoli – z jednej strony odsłaniając przed nami kolejne relacje i zależności, z drugiej każąc wciąż się domyślać w jakim kierunku zmierza akcja – ale naprawdę trudno odmówić jej potencjału. Mam ogromną nadzieję, że obietnica intrygującego ciągu dalszego i możliwość spojrzenia na historię, jako zamkniętą całość, skłonią was jednak do zatopienia się w tej historii i dacie Mercy należną jej szansę.
Póki co, nie ma więc co owijać w bawełnę, największym atutem Mercy jest czarująca oprawa graficzna. Rysowniczka doskonale czuje emocje barw i nie można jej odmówić zręczności w budowaniu klimatu nasyconego zagrożeniem. Szczególnie zaskoczyło mnie to, jak w wykonaniu Andolfo dobrze wypada połączenie nieco mangowej kreski ze zmysłowym, gotyckim westernowym horrorem. Chociaż zapewne nie każdemu taki miraż będzie się podobał, bo uzna rysunki są zbyt „ładne” i za mało mroczne jak na horror. Mnie to jednak nie zniechęca. Poza tym, jak już wspomniałam, opowieść dopiero się rozkręca, więc nic dziwnego, że mocnych momentów – na razie – autorka nie pokazała nam zbyt wiele.
Będę uparcie trwała przy swoim: Mercy ma ogromny potencjał i Andolfo nas jeszcze bardzo mocno zaskoczy.