20. Groza dla dzieci i młodzieży. Tam gdzie kataklizm to chleb powszedni
Witamy w Strachopolis, mieście regularnie, bo raz w miesiącu, nawiedzanym przez kataklizmy – od wiewiórek mutantów po deszcz ognistych meteorytów – i najeżdżane dosyć często przez Marsjan. W jego trzewiach czujnie śpi nieodgadniona magia, a ulice i podziemia zamieszkują potwory (głównie takie, które poddano resocjalizacji). Niestety nie brakuje tutaj także takich, które ukrywają się w ludzkiej skórze (a tych z wiadomych przyczyn resocjalizacji się nie poddaje). Poza tym, jak na szanujące się miasto-katastrofę przystało i to ma swoje sekrety. Nie bez powodu jest więc labiryntem, który nie lubi wypuszczać raz złapanej zdobyczy. Czyż nie jest to idealne miejsce na przeżycie przygody życia? Jeśli tylko macie na taką ochotę, wiecie co macie robić.
Tuż po tym, gdy czytelnik otworzy książkę, natknie się na galerię nietypowych portretów. Z obrazów spoglądać na niego będzie szereg postaci, jak łatwo się domyślić bohaterów powieści. Wystarczy zawiesić oko np. na Johnie Tronie i Ściekowej Wróżce (w ogóle co to za imiona!) i od razu wiadomo, że Strachopolis będzie opowieścią, w której strach, owszem się pojawi, ale tylko na pół gwizdka, bo więcej znajdziemy tutaj śmiechu i karykatury. Jakież więc jest nasze zdziwienie, gdy na początku lektury autorka wrzuca nas w sam środek dramatycznych wydarzeń: posiadłość Baltazara Brylskiego, najlepszego pośród Pogromców Strachu, strawiły płomienie. Jednak to nie widok pogorzeliska wywołuje grymas bólu na twarzach zebranych (chociaż nie wszyscy tutaj mają empatyczne odruchy) lecz to, że pośród zgliszczy odnaleziono maleńkie kości. A te z pewnością należały do dzieci Baltazara…
Następnie akcja przenosi się kilka lat do przodu. Brylski ginie, a jego talizman i znak Pogromcy trafia na szyję chłopca, który odkąd pamięta mieszka w kanałach. Nie jest oczywiście sam. Nim i jego siostrą Niezapominajką opiekują się potwory: muzykalny zombie Janko Wybrykant, mądry Chimeron, Zielona Pantera, Jednonogi Niedźwiedź, Rentgenowy Lucjan i wyśmienity szef kuchni, przy którym może schować się Gesslerowa, Pascal i inni kucharscy celebryci, czyli Wampir Anastazjusz. Trzeba przyznać, że to doborowe towarzystwo. Spokojne życie „kanałowców” przerywa jednak nalot antypotworzystów, których zadaniem jest wyłapywanie potworów. Gdy w ich ręce trafia dwójka dzieci i okazuje się, że to uznani lata temu za martwych potomkowie Baltazara, całe Starchopolis zostaje postawione na nogi. Dzieci poznają swoją ludzką rodzinę: dwie ekscentryczne ciotki: Relanię (przemieszcza się na rowerku i zawsze ma w torebce relanium) i Grozillę (wszędzie jeździ czołgiem). Kostek szybko poznaje także przykry smak sławy i postanawia zawalczyć o swoją tożsamość, sam chce odkryć kim naprawdę jest. Pragnie również wyjaśnić, kto jest winny śmierci jego ojca i przy okazji uratować mieszkańców Strachopolis. Z pomocą przychodzą mu nie tylko zaprzyjaźnione potwory, ale także pogromczyni R.I.P. i Przerażający Igor.
Wyobraźcie sobie, że to co opisałam to zaledwie początek przygody. Tutaj akcja pędzi jak torpeda, łatwo więc zapętlić się w zaskakujących zbiegach okoliczności i pogubić w zwrotach akcji. Dziecko podczas lektury na pewno nie będzie się nudziło. Nawet dorosły, który szybko przewidzi – trafnie – kolejne wydarzenia i prędziutko domyśli się rozwiązania zagadki, nie będzie się podczas lektury nudził. Wszystko to dzięki rollercoasterwi odczuć, które będą mu towarzyszyć podczas czytania: od dreszczu niepewności, po łzy wzruszenia. Oprócz tego, mocno na jego wyobraźnię będą wpływać bardzo wyraziste postacie i absurdalne sytuacje w których się znalazły. Miałam jednak wrażenie, że momentami autorka przesadzała z hiperbolizacją i to, co w zamierzeniu miało być śmieszne i zaskakiwać, odbierałam jako wciśnięty w tekst na siłę żart, który nie spełnia swojej funkcji. Ten feler pisarka naprawiła jednak w inny sposób: przekłuła rozdęty powagą balon pewnego motywu literackiego i mam tutaj na myśli motyw sieroty. W jej wykonaniu polityczną poprawność diabli wzięli. Dzieci bezpiecznie czują się w kanałach, Niezapominajka uspakaja się tylko wtedy, gdy puszcza się jej horrory, a Kostek umniejsza rolę więzów krwi – zwłaszcza jeśli te mają determinować jego przyszłość.
Strachopolis zawiera w sobie niesamowitą wartość dydaktyczną. Społeczeństwo szybko naznacza Kostka, określa jego miejsce w szeregu. Podobnie czyni z potworami. Zombie lądują w szwalniach, a wampiry w ośrodkach medycznych. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że mogą mieć uczucia i marzenia: albo się przystosują albo zostaną wyeliminowane. I łatwo byłoby to wytłumaczyć tym, że szufladkujemy INNYCH, że czynimy to ze strachu, chcemy ich podporządkować naszym normom, by nam nie zagrażali. Dlaczego jednak robimy to także tym, którzy są tacy jak my? Syn pogromcy musi zostać pogromcą i kropka, czy kogoś interesują jego potrzeby? Ale jak może być inaczej, skoro także sami wbrew sobie spełniamy oczekiwania, próbujemy na siłę wcielać się w rolę, jaką wyznacza nam społeczeństwo? Kostek pokazuje nam, że wcale niczego nie musimy. Jedynym co powinniśmy, to znaleźć własną drogę, mieć w sobie odwagę na zaakceptowanie samego siebie. Powinniśmy się także nauczyć pozwalać na to innym, zamiast wciskać ich w „jedynie słuszne” ramy. Nie zawsze jest to łatwe, ale jak pisze w pamiętniku Baltazar, a co my czytelnicy powinniśmy wziąć sobie do serca: prawdziwy pogromca strachu, to nie ktoś kto nigdy się nie boi, ale ten kto mimo strachu stawia czoło przeciwnościom losu.
Autorka w książce dla dzieci wyłożyła nam w dość przewrotny sposób konsekwencje gatunkowizmu, o którym pisali m.in. Coetzee i Tokarczuk. Ludzkość ustanowiła samą siebie istotą wszechrzeczy i pod swoją „definicję” nagina rzeczywistość. Podczas lektury nie mogłam oprzeć się skojarzeniu z obozami koncentracyjnymi. Spójrzmy bowiem na uprzemysłowienie potworów, hodowanie ich cierpienia, odbieranie prawa do decydowania o własnym ciele. To wszystko już było, a właściwie to trwa nadal, tylko, że w naszym realnym świecie. A my odwracamy wzrok i udajemy, że to się nie dzieje lub udajemy, że tak właśnie ma być.
Ilustracje Nikoli Kucharskiej w pełni oddają przerysowanie i komizm treści. Szczególnie moją uwagę przykuwała mimika postaci wyrażająca przy pomocy prostej kreski pełen wachlarz uczuć. W Strachopolis pod powierzchnią śmiechów, chichów, karykatury i ohasztagowanych rozdziałów, odnajdujemy bardzo dużo prawd, które otwierają umysł dziecka i poszerzają jego horyzonty, także te emocjonalne. Ze względu na mocne przymrużenie oka opowieść o Kostku oddala się od dziecięcego horrorku i skręca bardziej w stronę powieści przygodowej, detektywistycznej z elementami grozy.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!