Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Planeta owadów

Zawsze lubiłam przebywać na dworze, a zwłaszcza w lesie. Najlepiej tam, gdzie niewiele jest śladów ludzi, a wpływ nowoczesności mały. Między drzewami, które są starsze od jakiegokolwiek  żyjącego człowieka. Drzewami, które przekroczyły granicę i zwaliły się w miękki mech. Leżą tu bezwładne i ciche, podczas gdy życie wokół trwa w swoim wiecznym tańcu.

Jeśli Anne Sverdrup-Thygeson prowadzi wykłady tak jak pisze książki, to na pewno pośród studentów ma tłumy fanów. Czuć w niej autentyczną pasję i chęć dzielenia się wiedzą i, co najważniejsze, potrafi to robić w przystępny sposób. Trochę bałam się, że Terra insecta, skoro jej autorką jest pani profesor Norweskiego Uniwersytetu Nauk Przyrodniczych, będzie napisana niezrozumiałym dla przeciętnego zjadacza chleba językiem i podczas lektury będę się czuła jak analfabeta nie rozumiejący podstawowych pojęć. Ale na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Zamiast bufonady i ekwilibrystki słownej, naszpikowanej naukową terminologią, książka zaskakuje przykładami i porównaniami „wziętymi z życia”, niejednokrotnie w zabawny sposób wyjaśniającymi związane z owadami zjawiska. Zresztą tytuły rozdziałów mówią same za siebie np.: Zombie i dementorzy, Gdyby owady zasiadały w ONZ, Akuszerki świnek z marcepana, If you can’t beat them eat them, Mrówka na Manhattanie itp. I tak czytając i czytając, człowiek śmieje się pod nosem i nawet nie czuje, że uczy się czegoś ważnego. A przecież tego typu literatura może prowadzić do zamiany postaw i aktywizmu, a dzięki temu mieć realny wpływ na politykę, która przecież głównie kształtuje środowisko.

Co ważniejsze może właśnie dzięki książkom okołoprzyrodniczym, czyli tzw. natural writing (prof. Joanna Durczak z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie nazywa to zjawisko literackie przyrodopisarstwem) takim jak Terra insecta zrozumiemy, ze świat jest pełen małych cudów, które zasługują na to by je dostrzec i zaczniemy, w tym konkretnym przypadku, myśleć o owadach inaczej. Przestaniemy traktować je w kategoriach: „my mówimy, wy słuchacie”, widząc w nich tylko kolejne elementy przyrody, którą możemy bezkarnie zarządzać według własnego widzimisię. Może nawet dostrzeżemy ich niezwykłość i zaczniemy być wdzięczni za ogrom pracy jaką wkładają w to, byśmy my ludzie mogli żyć tak jak żyjemy. Wiem, że w pierwszym momencie brzmi to dosyć dziwnie, ale wierzcie mi Anne wyjaśni wam to taki sposób, że nie będziecie mieć wątpliwości, że tak właśnie jest.

Zacznie m.in. od tego, że owady, czyli „drobniutkie koła zębate natury”, dzięki, którym działa maszyneria świata, były na Ziemi długo przed nami i pewne długo po nas zostaną, chociażby dlatego, że przetrwały już pięć rund masowego wymierania. I tylko z tego powodu należy im się trochę szacunku, bo przecież dinozaury nie dały rady. Uświadomi nam również, że to my jesteśmy zależni od nich, nie one od nas. I. że niewiele mylił się profesor Harwardu Edward O Wilson, gdy stwierdził: Prawda jest taka, że my potrzebujemy owadów, ale one nie potrzebują nas. Jeśli ludzie jutro znikną, świat będzie się kręcił jak zwykle. (…) Ale gdyby zniknęły insekty, wątpię, by ludzie przetrwali dłużej niż kilka miesięcy. Ja bym tu tylko dodała od siebie, że świat nie tyle będzie się kręcił jak zwykle, ale odetchnie z ulgą, gdy pozbędzie się takiego bezmyślnego pasożyta jak ludzkość. Anne sporo miejsca poświęca również budowie owadów i ich zadziwiającym umiejętnościom (wiedzieliście, że pszczoły potrafią liczyć do czterech i rozpoznają twarze? Że mrówki potrafią uczyć inne mrówki? Albo, że ważki to najskuteczniejsi drapieżnicy na całej planecie?). Autorka nie szczędzi nam szczegółów fascynujących zwyczajów seksualnych insektów, opowiada o skomplikowanych relacjach z roślinami (np. oregano walczy z mrówkami, używając jako broni larw motyli), ze zwierzętami (wydaje się, że tajemnica pasków zebry została w końcu rozwiązana), innymi owadami (np. larwa osy potrafi sterować biedronką), ich wpływie na środowisko, a nawet klimat (!). Dowiadujemy się także ile tym małym istotom zawdzięczamy, i nie chodzi tu tylko o atrament galusowy, leki, barwniki, jedwab, szelak, miód, kakao, marcepan, kwiaty, owoce, warzywa, ale także o to, czym nasza współpraca może zaowocować w przyszłości. Bo jak się okazuje karaluchy uzbrojone w nowoczesny sprzęt mogą pomóc w ratowaniu ludzi z zawalonych budynków, a pewien malutki chrząszcz może rozwiązać problem wszechobecnych tworzyw sztucznych, w zalewie których, nasza kochana planeta zaczyna już tonąć. Insekty mogą stanowić również pożywną odpowiedź na masową nadprodukcję mięsa, która wiąże się również z nadprodukcją odchodów, a co wiemy ma bardzo szkodliwy wpływ na środowisko.

Na polskim rynku obserwujemy obecnie wysyp pozycji o tematyce okołoprzyrodniczej. I jak na mój gust, to bardzo pozytywne zjawisko. Tak bardzo zobojętnieliśmy już bowiem na rzeczywistość przyrodniczą, że takie uświadamiające lektury są nam niezwykle potrzebne. Zwłaszcza, gdy przybierają formę ciekawych, inspirujących, nienachalnie zmuszających do refleksji i zabawnych książek. Sami musicie przyznać, że to mieszanka której trudno się oprzeć. Mam nadzieję, że następnym razem, gdy postanowicie rozgnieść robaka, ponieważ jest „brzydki” lub się wam naprzykrza, jakiś głos w głowie was przed tym powstrzyma i zamiast zabijać, spróbujecie odgadnąć jaka jest rola owego małego insekta w otaczającym was ekosystemie.

Długich dni i zaczytanych nocy.
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com