Alicya w Krainie Słów


Drogę gubią ci, którzy obracają się za siebie


Koniec nie nadejdzie


HIT lub KIT, czyli film tygodnia


Polecamy


Czytam, bo lubię grozę


Tak się kończy łamanie zasad

Początkowo nie dowierzałam, że ktokolwiek zdecydował się na nakręcenie prequela Diabelskiej planszy Ouija – horrorek był z tego bowiem bardzo słabiutki. O dziwo okazało się, że zarobił na tyle dużo, by ktoś pokusił się pociągnąć temat. W końcu kasa to kasa.

Nie dość, że mając w pamięci „jedynkę”, do „dwójki” podchodziłam, jak do jeża, to jeszcze zmroził mnie sam początek filmu, ponieważ przypomniał mi ten z innej, kiepskiej tegorocznej produkcji: The Remains. Na szczęście odbywający się tutaj na wstępie seans spirytystyczny, okazał się tylko zmyślą mistyfikacją. Przy pomocy kilku tanich trików, Alice i jej córki, koją ból ludzi cierpiących po stracie najbliższych i próbują związać koniec z końcem. O klientów jednak nie jest łatwo, a show nie jest wystarczająco dochodowe, i wciąż grozi im utrata domu. Wtedy, gdy sprawy wyglądają już naprawdę beznadziejnie na scenę wkracza ONA: tajemnicza i złowieszcza plansza Ouija. Miała tylko uatrakcyjnić lipne rozmowy z duchami, ale jej obecność pozwoliła zabrać głos komuś, kto powinien milczeć po kres czasów…Alice chce niestety wierzyć, że jej młodszej córce – Doris – udało się nawiązać kontakt z niedawno zmarłym ojcem.  Uparcie nie zauważa więc, że z dziewczynką, która z dnia na dzień stała się silnym medium, dzieje się coś złego. Co się dalej dzieje – nie trudno zgadnąć, a morał z tego jak zwykle taki, że nie należy igrać z siłami, których się nie rozumie.

Ouija; Narodziny zła, to produkcja zdecydowanie lepsza od Diabelskiej planszy Ouija, mimo to trudno ją uznać za dobrą. Do pewnego momentu byłam nawet przekonana, że oglądam coś względnie dobrego, bo jeśli przymknąć oko na ograne zagrywki duchów typu: ściąganie kołdry ze śpiącego, to historia była opowiedziana w dosyć intrygujący sposób. Niestety im dalej w las, tym więcej pojawiało się potknięć i przesady, które zabijały napięcie. Nie wiem po jakiego grzyba pokazano nam tego karykaturalnego, budzącego litość demona? Świadomość jego istnienia budziła lęk, jego oblicze – zdecydowanie nie. Ten cios nie był jednak aż tak bolesny aby się po nim nie podnieść, więc dzielnie oglądałam film dalej. Niestety w końcu znokautował mnie lewy sierpowy z polskim rodowodem. Litości! Do tej pory mieliśmy możliwość podziwiać: wdowę, zbuntowaną nastolatkę i coraz dziwniej zachowującą się dziewczynkę-medium, dobrotliwego księdza, nawiedzony dom i jakiegoś wrednego ducha oraz planszę Ouija, (która właściwie większą rolę ma tylko w tytule). I to wszystko nie wystarczyło? Po kie licho było w to wszystko jeszcze ładować nazistowskiego sadystę-lekarza z obozu koncentracyjnego i polskiego dzieciaka???!!! Na deser jeszcze swoje pięć minut dostaje duch ojca dziewczynek…

Twórcy ewidentnie się pogubili. Nie dość, że napchali do fabuły czego się dało, to w pewnym momencie zapomnieli o podstawowych zasadach stopniowania napięcia. Jump sceny nie trafiały w punkt, a dziewczynka łażąca po ścianach (zerżnięte z każdego kolejnego filmu o egzorcyzmach) budziła zażenowanie. I tak z obiecującego widowiska, pod koniec zrobił się totalny, nie trzymający się kupy cyrk. Na szczęście produkcja wizualnie robi bardzo dobre wrażanie. Osadzenie akcji w latach sześćdziesiątych było strzałem w dziesiątkę. Dobrze zbudowany oldschoolowy klimat pozwala wybaczyć wszystkie kiepskie manifestacje i całkowity brak oryginalności.

ouijaMała Lulu Wilson, dobrze wcieliła się w postać opętanej Doris. Miała kilka słabszych momentów, ale w ostatecznym rozrachunku trzeba przyznać, że udźwignęła sytuację. Dobrze zagrała również Annalise Basso. Sprawdziła się jako zbuntowana starsza siostra Lisa, która jako jedyna racjonalnie ocenia zaistniałą sytuację. Elizabeth Reaser w roli samotnej matki jakoś specjalnie się nie wyróżniała, jedna jej rola i tak wypadła rewelacyjnie na tle nieprzekonującego duszpasterza Toma Hogana (Henry Thomas), który sam chyba nie wierzył w to, że jest księdzem. Koloratka niestety nie wystarczyła, by przekonać widza.

Reżyser Mike Flanagan przeżywa regularne wzloty i upadki. A to nakręci świetnego Oculusa i ciekawą Absentię, a to znów nawali niezbyt mocnym Zanim się obudzę. Przygody z planszą Ouija z całą pewnością nie powinien zaliczyć do udanych, bo – co udowodnił – stać go na więcej. Mam więc nadzieję, że jego następny film będzie fenomenalny i wynagradzając nam ostatnie wpadki, wgniecie widza w fotel.

Zobacz również:

COPYRIGHT © 2024 ALICYA.PL

STRONY INTERNETOWE I REKLAMA:Distort Studioswww.distortstudios.com