Męskim okiem: cycki sto procent na plus, fabuła minus tryliard
W jaki sposób wciąż bezpiecznie zjeżdżać z drogi ku dorosłości, unikać jej, wyślizgiwać się z jej ramion? Po instruktaż, już po raz drugi, zapraszam do Jakuba Ćwieka. Należą mu się brawa za dystans i nieskażonego ciasnotą ducha, rozumiejącego rozterki wiecznych chłopców.
Podobnie jak pierwsza część, ta również zbudowana jest z kilku opowiadań. Pozornie niepowiązane wątki składają się w spójną i chronologiczną całość. Świat wykreowany przez Ćwieka zaczyna się rozrastać. Tym razem uczestniczymy w Międzynarodowym Zjeździe Chłopców, na którym następuje rozłam, połączony z solidną dawką mordobicia. Przyglądamy się także dokładniej Drugiej Nibylandii, która rozpoczyna nowe życie. Pisarz przedstawia nam kilka nowych postaci, m.in. Paragona – Chłopca – który postanowił dorosnąć i założył rodzinę, a także daje nam do zrozumienia, że niemałą rolę w całej historii odegra rezolutny Kubuś, który – swoją drogą – dostanie szybką lekcję życia. Ku mojej uciesze rozwinięty został wątek kota – Pana Propera – przygoda kociego mściciela zasłużyła nawet na osobny rozdział. To świetny fragment, właściwie jedyny pasujący klimatem do pierwszej, fantastyczniejszej w konstrukcji, części Chłopców. Pisarz świetnie ukazał w nim kocią pogardę i dystans dla świata i ludzi. W kontekście całej historii, nowego wymiaru nabrało także powiedzenie o kocim chadzaniu własnymi drogami.
Niestety w tym tomie Skrót, magia, tajemnicze zombie-upiory-stwory są praktycznie niewidoczne. W efekcie brakuje klimatu fantastyczności. Paradoksalnie więc nie ma w książce akurat tego, o czym ona jest. Owe niedostatki nadrabia jako tako miejsce akcji. Które dziecko bowiem nie chciałoby mieszkać w Wesołym Miasteczku? I to w tak szczególnym Wesołym Miasteczku, zarządzanym przez Dzwoneczka i gang motocyklistów. Tu nie ma rzeczy niemożliwych. Bohaterowie nie są już tak elektryzujący, jak w pierwszej części – wiemy czego się spodziewać. I nie oni nas zaskakują, nie ich wygłupy i wyskoki, ale to, że jest statycznie, a wydarzenia się „snują”. Przez większość czasu zastanawiałam się do czego to wszystko zmierza. Na końcu się dowiedziałam: do zapowiedzi ciągu dalszego (liczy się kasa, mamona, forsa – jak zwał tak zwał – za kolejne tomy), w postaci zakończenia. Cała książka powinna być napisana tak jak to zakończenie, ukazujące ogromny talent i potencjał pisarza (Tylko dlaczego dobrego pisania w tym tomie jest tak mało?). Bynajmniej nie jest to happy end. Zamknięcie historii i tym razem składa obietnicę, jest powtórnym zaproszeniem czytelnika do świata Chłopców. Tylko, czy zechcemy z niego skorzystać?
CHŁOPCY I ICH ZABAWKI
Nas bohaterowie to nadal mentalnie chłopięta, fizycznie rozbuchani testosteronem mężczyźni. Nadal są nieznośni, zadziorni, hałaśliwi, nadal jest rozpierducha i brawura, nadal alkohol leje się strumieniami, a kobiety wyskakują z majtek w kiblach…tylko, że dorosłość powoli oblepia ich swoimi mackami. Donośny ryk silników z pierwszego tomu, w tym stał się jakby o kilka tonów łagodniejszy. Pomimo tych zmian, w dalszym ciągu najważniejsza jest rodzina – to właśnie ona stanowi dla Chłopców największą wartość. Grupa i wzajemna lojalność, były gwarantem ich dotychczasowego przetrwania. Na potwierdzenie tego faktu, pisarz w tym tomie przedstawił nam człowieka, którego banda była w stanie nazywać „tatą”. Pojawia się cień nostalgii, tęsknoty i niestety związane z tym konsekwencje. Za rubasznością bohaterów, kryje się pulsująca rana, którą coraz trudniej im ukryć. Bycie dziećmi już im trochę nie wychodzi, sygnalizuje to nadchodzące zmiany.
Sposób widzenia kobiet, przez pryzmat Zagubionych, nie uległ zmianie: to dające perspektywy na szybki sex, piękne i zgrabne idiotki. Jedyne czym się różnią, to kolor włosów i rozmiar stanika. Oczarowane chłopięcym, aczkolwiek, nieokrzesanym urokiem skór na harleyach, robią wszystko by zadowolić swoich szorstkich wybranków – nawet jeśli to przeczy logice. No cóż, wszyscy lubimy pofantazjować. Opisany w książce stan rzeczy jest odzwierciedleniem męskich pragnień i tęsknot, nie na darmo przecież jej bohaterowie mieszkają w Lunaparku: świecie, gdzie spełniają się marzenia. Naiwnością byłoby sądzić, że ktoś mając wybór wolałby spacerniak zamiast Wesołego Miasteczka. „W drugą stronę”, że tak to nazwę, też pojawiają się skrajności, z powieści można wywnioskować, że 99% dorosłych facetów, to potencjalni gwałciciele. Krzywdząca generalizacja jest jednak zamierzona, ponieważ ma ona stanowić atrakcyjne tło tylko tłem – Dzwoneczek musi przecież pokazać, jak widowiskowo potrafi się bić. W końcu to twardzielka. Gdyby nią nie była nie poradziłaby sobie po opuszczeniu Nibylandii. W nowej rzeczywistości musiała się zmienić i wiele znieść: odrzucenie, problemy, codzienną walkę o byt, w której nie zawsze liczyły się pięści. Wszystko robiła dla chłopców, zagubionych maluchów, których życie naznaczyły kolejne zdrady. Obdarzyła ich opieką i podjęła się trudu wyprowadzenia ich z niełatwego dzieciństwa ku dorosłości. Z drugiej jednak strony, wcale nie potrafi im pozwolić na tę dorosłość, wypuszczanie ich spod skrzydeł stanowi dla niej problem. Mama nie toleruje także innych kobiet – ta zgraja należy do niej. Wyraźnie zarysowuje się więc jej kompleks Wendy, za którą nie przepada. W moim odczuciu nadal jest to niespójna i niekonsekwentna postać. Czy zamierzenie? W końcu jest kobietą – cóż z tego, że magiczną – ale zawsze kobietą.
BANGARANG
I tym razem autor buduje swoje ja na niepoprawności politycznej – nie owija w bawełnę, że tworzy dla sztuki, nie bawi się również w grzeczne „ą”, „ę” w różowych falbankach. Nawet eks-wróżka daleka jest od filigranowej łagodności. Wulgarny język oddaje charakter i sposób bycia bohaterów – twardych harleyowców. Inwektywy pomagają, uwypuklają, rozładowują czy nawet bawią, gdy trzeba. Jednak przesadą jest nadużycie. Język Kubusia, który stał się maskotką Gangu, jest i tak łagodniejszy od słyszanej przez nas na co dzień podwórkowej łaciny wielu dzieci, ale czy to, co autor włożył mu w usta jest słuszne, wskazane i potrzebne? Paradoksalnie Mamie też brakuje konsekwencji, bo sama klnie jak szewc. Wszystko to rozumiem i nawet lubię, ale uważam, że w pewnym momencie siarczyste wstawki zaczynają maskować warsztatowe niedoróbki, nie wnosząc przy tym nic do fabuły. Zresztą o językowym tumiwisizmie Ćwieka pisałam już wcześniej…
Co do pierwszej części Chłopców miałam mieszane uczucia. Nie piałam z zachwytu, ale pomysł na książkę, forma prowadzenia akcji i drugie dno przypadły mi do gustu. Przy drugiej części już wiedziałam, czego się spodziewać i byłam pełna obaw czy się nie rozczaruję. Z żalem muszę przyznać, że ten tom przygód chłopców jest zdecydowanie słabszy od poprzedniego. Manieryzm autora i świetne zakończenie nie obroniło całości. Skoro to nie wystarczyło, dobrze byłoby, gdyby przy trzeciej części Ćwiek się spiął i pokazał, na co go stać. Bo stać go na wiele – to wiemy i na to czekamy. Rodzą się jednak pytania: czy na zmianach mu zależy, do kogo chce dotrzeć ze swoją twórczością i w jaki sposób chce nas porwać do tego świata? Autor ma lekkie pióro, jego opowieść czyta się szybko, ale zabrakło mi w niej „tego czegoś” – fantazji, pomysłu – co sprawiło, że po lekturze pierwszego tomu powiedziałam „tak”, a teraz się waham. Liczyłam, że jeden tom będzie wstępem do drugiego. W tym drugim również zabrakło konkretów – jak w rozciąganym sztucznie serialu. W trzecim więc też obawiam się lania wody…Czy słusznie?
Tekst Chłopców II dopełniają sugestywne, ale oszczędne w wyrazie rysunki Strzeleckiego. Okładkowy Stalówka mi się podoba – ma w sobie mrok i tajemnicę, Kruszyna wydaje mi się jednak zbytnio wygładzony, więc wolałam mu się za bardzo nie przyglądać.
Długich dni i zaczytanych nocy
Podążajcie za Atramentowym Królikiem!